Winchester/ Winchester. Dom duchów (2018)
Rok 1906. Zarząd firmy produkującej najpopularniejsze w stanach karabiny postanawia pozbawić dziedziczkę fortuny udziałów w biznesie ze względu na niepoczytalność. W tym celu Sarah Winchester, wdowa po Williamie Winchesterze, zostaje poddana obserwacji psychiatrycznej w swoim własnym domu. Do jej posiadłości przybywa doktor Eric Price, któremu przyjdzie na własne oczy przekonać się o źródle rzekomego szaleństwa dziedziczki.
Oliver Winchester zbił fortunę na zaprojektowanym przez siebie modelu broni. Miał jednego syna, Williama, który poślubił ekscentryczną Sarę. Niektóry mówią, że od zawsze miała nie po kolei. Inni jako początek jej szaleństwa wyznaczają moment śmierci jedynego dziecka i depresję, w którą wówczas popadła. Jeszcze inni uważają, że prawdziwa jazda zaczęła się po tym jak jej mąż zmarł na gruźlicę. Jednak najbardziej czytelnym początkiem legendy jaką wokół niej stworzono była chwila, w której samotna Sarah zaczęła zadawać się ze spirytystami.
Jeden z nich przekonał ją, że na rodzie Winchesterów ciąży klątwa. Klątwa tych, którzy zginęli z broni, której Winchesterowie zawdzięczają fortunę. Dusze tych osób nie mogą zaznać spokoju, a jedyny sposobem by je obłaskawić jet stworzenie swoistego sanktuarium. Tak więc w 1884 Sarah kupiła pokaźną działkę w Kalifornii i rozpoczęła budowę domu duchów. Tymczasem spirytysta utwierdził ją w przekonaniu, że tak długo jak dom będzie stał w budowie, tak długo nie dosięgnie jej śmierć. Od tamtej pory, aż do chwili śmierci Sarah Winchester nieustannie budowała i burzyła sanktuarium dusz by odsunąć od siebie klątwę.
Ta całkiem zacna ghost story stała się inspiracją do powstania między innymi tegoż oto filmu. Horrory based on true events cieszą się ogromną popularnością toteż oczywistym było spore zainteresowanie projektem jeszcze nim trafił na duży ekran. Oczekiwania widowni były spore, moje wręcz przeciwnie. Wiem, że nawet najlepszą historię można spieprzyć jeśli usilnie chce się ją wtłoczyć w ramki kasowego hollywoodzkiego hitu. Takie chwyty nigdy nie służą kinu grozy w moim przekonaniu
Szczerze mówiąc jedynym światełkiem w tunelu wydawała mi się wizja tego, że scenariusz filmu skupi się na wątkach dramatycznych stopniowo ukazując rozwój obłędu wdowy, aż do finału w mocnym pierdolnięciem.
Niestety akcja filmu rozpoczyna się już wieku XX więc to co w biografii Sary wydawało mi się najbardziej interesujące zostało ledwie streszczone, a uwaga twórcy skupiła się na wyssanej z palca – o ile mi wiadomo – postaci Erica Price’a sceptycznego jajogłowego, który przybywa do domu dobrze już poturbowanej psychicznie wdowy by ją zdiagnozować.
Tu znajdzie się przestrzeń na pieczołowite zaprezentowanie scenografii – nie liczcie jednak, że ujrzycie wnętrze prawdziwego domu Winchesterów w San Jose – i kilku nie najlepszych efektach z udziałem duchów.
Puenta całego zamieszania jest łatwa do odgadnięcia i nic tu po widzu oczekującym mocniejszych wrażeń. Nawet aktorstwo Helen Mirren wcielającej się w postać Sary na niewiele się tu zdało. Film sztampowy i realizacyjnie też przeciętny.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:6
klimat:6
Napięcie:5
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:6
Aktorstwo:8
Oryginalność:4
To coś:5
52/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz