Ritual/ Rytuał (2018)
By uczcić pamięć zmarłego przyjaciela, czterech mężczyzn udaje się na samczy treking po szwedzkich górach. Z uwagi na to, że pomysłodawca wypadu zmarł nim doczekał się pozytywnego rozpatrzenia swojej wakacyjnej oferty, kumple spędzają czas na smutno. Szczególnie Luke będący świadkiem śmierci Roberta nie może uciszyć głosu sumienia podpowiadającego mu, że mógł zrobić coś by pomóc kumplowi. Wyrzuty sumienia i konflikty w stadzie z nich wynikające szybko okazują się małym zmartwieniem wobec wyzwań survivalu. Gdy jeden z gości doznaje kontuzji reszta decyduje się na przeprawę przez las by skrócić trasę.
Po słabym początki roku, który na Netflixie rozpoczął thriller „Open house”, platforma rehabilituje się propozycją horroru, która szybko zjednała sobie sympatię widzów.
„Rytuał” wbrew podejrzeniom, jakie może nasuwać tytuł w żadnym stopniu nie jest horrorem religijnym, tak więc obejdzie się bez księży i recytacji tekstu rytuału rzymskiego, który od nadmiernej ekspozycji w świecie filmowego horroru będzie niebawem popularniejszy od „Ojcze Nasz”:).
Mamy tu raczej horror rozpoczynający się jak klasyczny survival, który w miarę rozwoju akcji przechodzi w rytm nastrojówki, gdzie paranormalne zdarzenia wiążą się z lokalnym, skandynawskim folklorem.
Już od pierwszych ujęć widzimy, że brytyjski twórca ma na swój film pomysł. Wie, jaką historię chce stworzyć i buduje pod nią solidne podwaliny przykuwając uwagę widza dramatycznym otwarciem. Gdy przenosimy się w plener, nikt już nie może mieć wątpliwości co do zdolności operatorskich współtwórców, którzy będą nas uwodzić pięknymi panoramami szwedzkich gór. Wszytko w stosownie mglistej tonacji kolorów i bez zbytków w postaci plastikowych upiększeń.
Wczucie się w klimat i zaangażowanie w historię przychodzi bez trudów. Bohaterzy niby niewyróżniający się, a jednak sympatyczni będą dobrymi przewodnikami po mrokach lasu, do którego skierują swoje kroki, gdy sytuacja wymusi obranie drogi na skrót.
W lesie jest nie mniej czarownie niż na otwartej przestrzeni, jednak szybko przekonamy się jak błyskawicznie urok przyrody znika. Widok rozprutego i zawieszonego na drzewie pięknego okazu łosia to pierwsza z lepszych stricte horrorowych scen. Twórcy nie patyczkowali się z widzem, więc na tej jednej ekspozycji się nie skończy.
Nie myślcie jednak, że nastrój tajemnicy zdezerterował na rzecz prostych uroków bezrozumnej rąbanki. Owszem znajdą się tu sceny krwawe i nieprzyjemne, ale dużo większe wrażenie robi to, czego nie widać. Nasi bohaterzy zaczyna doświadczać przerażających koszmarów, a przebudzenie z nich wcale nie będzie przyjemniejsze. Tu muszę pochwalić aktorów, bo nie łatwo jest przekonać widza, by zobaczył śmierć w oczach dorosłych dobrze zbudowanych samców rodzaju ludzkiego. W tej kwestii nawet mistrz suspensu szedł na łatwiznę posługując się białogłowymi trwożącymi się bez trudu i bez umiaru.
Jak wspomniałam pojawia się tu wątek lokalnego folkloru i pewnych wierzeń. Wierzeń w to, co nadnaturalne i powinno zostać niezauważalne. I tak też jest przez większość filmu, jednak w końcu niewyobrażone zło ukarze swoje oblicze i jest to oblicze bardzo zadowalające – jak dla mnie zajechało trochę Lovecraftem, ale bez prostego kalkowania za to z pomysłem, którego wykonawca efektu nie powinien się wstydzić.
Reasumując produkcja na poziomie, do której muszę Was zachęcić, a coby na coś ponarzekać to powiem, że pierwsza polowa filmu lepsza od drugiej:)
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:7
Klimat:9
Napięcie:6
Zabawa:8
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:9
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:8
71/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz