The Killing of a Sacred Deer / Zabicie świętego jelenia (2017)
Ceniony kardiochirurg Steven spotyka się z synem swojego pacjenta, Martinem. Poznaje go ze swoją rodziną, odwiedza go w domu jego matki. Wkrótce po tym dwoje dzieci lekarza zapada na dziwną chorobę, a on staje przed najtrudniejszym wyborem w swoim życiu.
Yorgos Lanthimos to niebywale oryginalny twórca. W swoich filmach niejednokrotnie porusza tematykę godząca w układny obraz świata jaki sprzedaje nam Fabryka Snów. Jego filmy można określić mianem dołujących, ale to coś więcej, czego jeszcze nie jestem w stanie nazwać. Kojarzy mi się z paraliżem.
Tym razem twórca „Kła” i „Lobstera” sprzedaje nam historię, która jak wskazuje tytuł nawiązuje do mniej znanego mitu o Agamemonie i jego córce Ifigenii. Jest jeszcze jeden utwór, z którym silnie skojarzył mi się film. Niestety z lenistwa, nie chce mi się poszukiwać informacji o jakimkolwiek celowym nawiązaniu, więc powiem Wam tylko, że odczułam dość silne skojarzenie z jednym z opowiadań Ketchuma, zawartym w zbiorze „Królestwo spokoju”. Tak, chodzi o „Pudełko”.
Podobnie jak było to w przypadku „Kła” fabuła filmu rozwija się niespiesznie. Nawet w punkcie kulminacyjnym nie przyspiesza, nie licząc wyrzuconej z prędkością karabinu kwestii mówionej Martina. Możemy się więc delektować ta patową sytuacją.
Tu również dominowała bardzo jasna kolorystyka zdjęć, jasny wystrój wnętrz, scenografii. Nie wiem jak u Was ale w moim przypadku potęgowało to tylko wrażenie oddzielenia bohaterów od świata, w którym nie możemy liczyć na taką sterylność obrazu.
Pewnie z automatu przyjdzie Wam na myśl obraz „Funny games” i nie jest to zła myśl. Podejrzewam, że odtwórca roli młodego Martina wziął 'Golfistów’ za wzór. Te same niedbałe, nieskoordynowane ruchy kończyn w połączeniu ze skupieniem na twarzy.
Po drugiej stronie barykady mamy 'tadam’… Colina Farella którego ciężko rozpoznać, pod bujną brodą. Gra on faceta, który od pierwszego ujęcia sprawia ważenie takiego co ma coś na sumieniu. Partneruje mu posągowa jak zawsze Nicole Kidman i o tej postaci jestem w stanie powiedzieć najmniej. Miałam wrażenie, że odstaje aktorsko od reszty. No i dzieci. Świetne dzieci. Dorastająca córeczka żyjąca pierwszą menstruacją i bystry nieco milczący młodszy brat. Pewnego dnia nieoczekiwanie jedno po drugim zaczynają odmawiać jedzenia i poruszania się.
Tu zaczyna się wątek główny, czyli dylemat naszego bohatera. Nie przybliżę Wam jaki. Dość powiedzieć, że nie jest on prosty. Ba, jest kurewsko trudny, a konieczność dokonania go staje się głównym tematem rozważań moralnych jakie przyjdą po seansie z tym filmem.
Tym, którzy znają Greckiego reżysera nie muszą chyba tłumaczyć, że nie jest to film z rodzaju tych w przypadku których możemy łatwo prześledzić tok rozumowania twórcy. Wątek główny jest cokolwiek niecodzienny, jest jedną wielką metaforą i próżno szukać tu racjonalnego wyjaśnienia. I właśnie takie chwyty bardzo lubię.
W zasadzie nie wiem czy powinnam polecać Wam ten film, obawiam się, że nie zadowoli wszystkich, mimo iż z pewnością znajdzie się grupa odbiorców która będzie się nad nim rozpływać. Ja może nie rozpłynęłam się dostatecznie, bo jednak filmy Lanthimosa mają to do siebie, że studzą entuzjazm swoim lodowatym i wrogim klimatem. Niemniej jednak nie byłabym sobą gdybym nie znalazła w tym czegoś pociągającego.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:9
Napięcie:7
Zaskoczenie:6
Zabawa:8
Walory techniczne:9
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:9
74/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz