The Mummy/ Mumia (1959)
Trzech archeologów John Banning, jego ojciec i jego wuj natrafiają na niezwykłe znalezisko, grobowiec egipskiej księżniczki, kapłanki mało popularnego bóstwa. Banning senior oraz wuj Johna, czym prędzej wkraczają do grobowca zakłócając spokój strażnika księżniczki, rozeźlonego świętokradczymi badaniami. Na mężczyzn spada klątwa, która dosięgnie ich nawet w dalekiej Anglii.
Hammerowska „Mumia” stanowi remake dwóch filmów, „Ręki mumii” i jego kontynuacji „Grobowca mumii” wytwórni Universal. Osobiście nastawiałam się raczej na remake innego tytułu Universala mianowicie „Mumii” z 1939 roku. Ale może to i lepiej, bo będę mogła na świeżo zapoznać się z oryginałem.
„Mumia” obok „horroru Draculi” i „Przekleństwa Frankensteina” uważana jest za jeden z najlepszych Hammerowskich tworów. Mimo, że dwóch pozostałych obrazów jeszcze nie miałam okazji poznać (shame on me), to „Mumia” bardzo przypadła mi do gustu.
Chyba nikomu nie muszę mówić, że horrory brytyjskiej wytwórni Hammer są dość specyficzne i część widzów woli oddać sprawiedliwość Uiversalowi, jednak nie da się ukryć, że te 'małe potworki’ mają swój urok i nie da się ich pomylić z niczym innym.
Nazwisko reżysera „Mumii”, Terence Fishera jest Wam z pewnością znane, bo to naczelny twórca Hammera, podobnie jak odtwórcy ról głównych: Christopher Lee, którego możecie mieć problem rozpoznać, za sprawą kostiumu tytułowego bohatera i Robert Cushing występujący jako ostatnia ofiara klątwy mumii, czyli John Banning.
Najwięcej punktów jeśli chodzi o ocenę tegoż filmu, mimo całego uwielbienia dla obsady muszę oddać scenografii. To ona w zasadzie robi ten film. Wiem, że dla współczesnego widza może trącić tandetą, ale ja kocham tą teatralność, tą pieczołowitość w każdym dodatku.
Walory horrorowe nie bardzo przeszły próbę czasu, bo potężny Christopher Lee pakujący się do wnętrza budynku przez mały świetlik pod sufitem wypada trochę śmiesznie, nie mniej jednak nie po to oglądam stare produkcje by porównywać je z nowymi pod względem efektów.
Mimo tych dyskusyjnych dla współczesnego widza atrakcji wizualnych warstwa narracyjna trzyma się dobrze. Angielski humor, trochę przekory i całkiem zgrabne dialogi – pomijając tendencję do łopatologicznego przedstawiania faktów – przyczyniają się do płynnego prowadzenia opowieści.
Wracając do obsady, jako najlepszą rolę typuję Christophera Lee, mimo że nie powiedział w tym filmie ani słowa,a jego mimika skryta była pod bandażami kostiumu mumii. Grał gestami i oczami, a te oczy, smutne oczy pogrążonego w rozpaczy kochanka pałającego morderczymi zapędami kupuję całkowicie.
Najtrudniej ocenić mi sam scenariusz, bo nie oglądałam ani „Grobowca…” ani „Ręki…”, więc nie wiem co Amerykanie zaproponowali w zamian, ale chyba i bez tego mogę stwierdzić, że historia jest bardzo prosta, klasyczna i oczywista. Chyba nie było aspiracji na więcej.
Dla fanów Hammera pozycja obowiązkowa, choć podejrzewam, że Ci dawno mają ją za sobą.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:6
Klimat:8
Napięcie:5
Zabawa:8
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:9
Aktorstwo:8
Oryginalność:5
to coś:8
63/100
W skal brutalności:1/10
Dodaj komentarz