Slumber (2017)
Do kliniki specjalizującej się w zaburzeniach snu zgłasza się rodzina szukająca pomocy. Każdej nocy gdy tylko zapadną w sen zaczynają lunatykować, a w tym lunatycznym transie robią rzeczy mogące zagrozić ich życiu. W najgorszej sytuacji jest syn państwa Morgan, który doznaje paraliżu sennego, który każdorazowo osłabia jego zdrowie. Mały Daniel jest przekonany, że nawiedzająca go we śnie istota w końcu doprowadzi do jego śmierci.
Film Johnantana Hopkinsa był jednym z głośniejszych tegorocznych horrorów. Informacje o nim krążyły w sieci na długo przed premierą zapowiadając dobre kinowe widowisko. Entuzjazm widowni opadł wkrótce po pierwszych pokazach filmu. Nie wiem już co tam konkretnie nie pasowało szanownej publice, mogę za to powiedzieć co nie pasowało mi.
Produkcja kuleje głównie na poziomie scenariusza. Brakuje tu dobrego prowadzenia historii, która szybko staje się niespójna i nielogiczna – pomijając liczne nonsensy – złe wypośrodkowanie napięcia sprawia, że nie wiemy jaki etap tej historii właśnie poznajemy, czy to jeszcze wstęp, czy już finał. Film urywa się bez doprowadzenia widza do punktu w którym mógłby stwierdzić że poznał jakieś konkrety lub zdążył pogodzić się z faktem, że pewne rzeczy mają zostać tajemnicą. Wszystko jest rozpieprzone bez ładu i składu. Nie mogę tego zrzucić na karb celowego zabiegu, bo film bije mainstreamowymi wybiegami po oczach i ciężko mi tu dostrzec aspiracje w kierunku oryginalności. Po prostu ktoś nie przemyślał do końca fabuły.
Drugim minusem jest aktorstwo odtwórczyni głównej bohaterki, czyli kreującej panią doktor pracującą we wspomnianej klinice zaburzeń snu. Ma ona osobiste przejścia związane z badanym przez siebie problemem, ale po drewnianej odtwórczyni tej roli nie widać nawet krzty emocjonalnego zaangażowania. Ma w sobie mniej więcej tyle aktorskiego entuzjazmu co hostessa po całym dniu stania w markecie z ekspozycja pasztetów.
„Slumber” ma jednak plusy i tych plusów najbardziej nie mogę odżałować, bo zmarnowały się na ołtarzu kiepskiego scenariusza.
Bardzo podobał mi się główny motyw- koszmary senne, paradoksalnie nie tak popularny w kinie grozy. Twórcom udało się nakręcić masę dobrych scen ukazujących ten problem, mam tu szczególnie na myśli nocne maratony rodziny Morganów. Ujęcia wypadają bardzo ciekawie i profesjonalnie w porównaniu z innymi aspektami produkcji.
Te plusy robią nam na wstępie duży apetyt na ten film, zapowiadają, że będzie klawo. Niestety są to nadzieje płonne jak sami się przekonacie, albo już przekonaliście.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:5
Klimat:6
Napięcie:4
Zaskoczenie:4
Zabawa:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:5
Oryginalność:5
To coś:5
49/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz