The Island of Dr. Moreau / Wyspa Doktora Moreau (1996)
Edward Douglas ocalał z tonącego statku. Jego tratwa zostaje zauważona i rozbitek trafia na pokład statku zmierzającego na wyspę należącą do doktora Moreau. Moreau nie jest jednak zwykłym lekarzem, lecz pasjonatem ryzykownych i nieetycznych eksperymentów medycznych, o czym ku swemu przerażeniu przekona się Edward.
Obiektywna ocena trzeciej i chyba najbardziej znanej ekranizacji powieści Wellsa „Wyspa Doktora Moreau”, w moim wykonaniu będzie raczej trudna. Jak pisałam przy okazji recenzji powieści „Wyspa doktora Moreau” to trauma mojego dzieciństwa. Widziałam ją gdy byłam dzieckiem w kinie i już napisy początkowe rzucone na tle migotliwych obrazów przedstawiających szczegóły chirurgiczne przyprawiły mnie o szok, który pamiętam do dziś. O tym jak takie szczenię trafiło na projekcję dla dorosłych pisałam już przy okazji wpisu o książce.
Z horrorami z dzieciństwa już tak jest. Mimo że oglądane po latach nie mają szans zrobić wrażenia, dawne style kręcenia przestają być przekonujące, a rozwinięty intelekt pozwala już skutecznie racjonalizować przedstawione wydarzenia to i tak gdzieś z tyłu głowy tkwi pamięciowy ślad. Ślad przerażenia i szoku.
Od tamtego feralnego dnia, gdy obejrzałam sobie w małym kinie mało przyjemny film, omijałam go szerokim łukiem. Leciał w TV nie jednokrotnie. W sieci też można znaleźć go bez problemu. Dopiero teraz gdy skonfrontowałam się z literackim pierwowzorem i przeżyłam to jakoś, postanowiłam podjąć wyzwanie mojego filmowego nemezis.
Oczywiście zgodnie z moimi oczekiwaniami okazało się, że nie taki diabeł straszny jak się ubiera, a nawet powiem więcej, że zrodziła się we mnie wątpliwość, czy w przypadku trzeciej ekranizacji „Wyspy…” mamy w ogóle do czynienia z kinem grozy? Moje nowe spojrzenie na tę produkcję podpowiada mi raczej kino akcji, pełne właściwej jemu gwałtowności.
Elementy, które tak mnie przeraziły w dzieciństwie teraz były tylko dobrze zrobioną charakteryzacją i efektami. Zaś stosunkowo świeże wrażenie po literackim pierwowzorze kazały mi zwrócić uwagę na fabularną marność tej produkcji.
Książka mimo swej przynależności do gatunku literackiego, którego nikt raczej nie bierze na serio miała w sobie bardzo mądre i uniwersalne przesłanie. W filmie, pośród wszechobecnego kiczu i brawury zabrakło na to miejsca. O zmianach fabularnych, kluczowych moim zdaniem jak wprowadzenie postaci Alissy też nie mam najlepszego zdania, bo to kolejne uproszczenie.
Po latach mogę stwierdzić, że tylko Marlon Brando w scenie z muzycznym wieczorkiem nadal robi kolosalne wrażenie.
Myślę, że dla kogoś kto nie zna książki Wellsa wrażenia z seansu z tym obrazem będą chyba jeszcze gorsze. Ja znając tę historię w takiej wersji w jakiej stworzył ja jej pomysłodawca mogłam sobie pewne rzeczy dopowiedzieć, a bez tych dopowiedzeń zostaje tylko podręcznikowy przykład niezbyt udanego kina lat 90.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:5
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
To coś:5
54/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz