Superstition/ Zabobony (1982)
W małym miasteczku Blak Point przed dwustoma laty wykonano wyrok śmierci na oskarżonej o konszachty z szatanem czarownicy Elondrze Sharack. Wkrótce po tym zdarzeniu na związanych z nim osobach zaczyna ciążyć klątwa. Zemsta zza grobu jednak nigdy się nie kończy i nowe nieszczęścia spadają na przybyłą do Black Point rodzinę. Sprawę kolejnych makabrycznych zbrodni bada inspektor Carl Strugess wraz z miejscowym księdzem Davidem.
„Zabobony” nie należą do czołówki najpopularniejszych horrorów z lat osiemdziesiątych. Ja sama prędko na niego nie trafiłam. Można go przypisać zarówno do grona slasherów ze względu na serię makabrycznych mordów stanowiących główną oś fabuły jak i do grona horrorów paranormalnych ze względu na nadnaturalne wątki żywe w tej historii.
Twórcy filmu to duet reżysera, między innymi, klasycznego „The Town That Dreaded Sundown” i scenarzysty…. „Strażnika Teksasu”. Połączenie ciekawe i efekt nie mniej intrygujący.
Uważam, że film jest wart uwagi przynajmniej z kilku powodów. Waszą uwagę z pewnością zwróci muzyka. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest rżnięta z „Lśnienia” Kubricka i tylko dla niepoznaki została podrasowana. A wiadomo, że muzyka w „Lśnieniu” była wybitna, więc pozytywne wrażenia przekładają się też na odbiór naśladowcy. Sceny grozy nie oszczędzają widza, nawet jak na slasher, gdzie rąbanka musi być. Tu jest jej sporo i w dodatku dość pomysłowej. Twórcy serii „Oszukać przeznaczenie” mogli znaleźć tu inspirację. Można nawet odważnie rzec, że film zawiera elementy gore.
Nadprzyrodzona warstwa wydarzeń dodaje wszystkiemu smaku. Scenariusz pana od „Strażnika Teksasu” wykorzystuje schemat obecnie bardzo popularny mianowicie wprowadza moty śledztwa paranormalnego. Obecnie to nic nowego, ale w latach osiemdziesiątych hołdowano większej czystości gatunkowej i nie wplatano elementów właściwych dla kryminału w fabułę filmu typu ghost story. Jest to duży plus, nie tylko ze względu na element nowości, ale przede wszystkim ze względu na praktyczny efekt takiego zabiegu, czyli większe możliwości stosowania twistów fabularnych. Nasi czołowi bohaterzy są zresztą dość ciekawymi postaciami, a ich działania możemy śledzić z zainteresowaniem.
Reasumując, „Zabobony” to pozycja warta uwagi, szczególnie dla widzów lubiących klimat starych horrorów. Dziwi mnie stosunkowo niewielka popularność tego obrazu.
Moja ocena:
Straszność:5
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
64/100
W skali brutalności:3/10
To coś:7
64/100
W skali brutalności:3/10
Film klimatyczny i nawet nieźle zrealizowany (muzyka, niektóre ujęcia), szkoda że scenariusz był jaki był. 🙁 co do muzyki- główny motyw muzyczny to klasyczne „Dies Irae”, które wykorzystywane było w wielu filmach (czy w „Lśnieniu” też to szczerze nie pamiętam, ale możliwe, chociaż „Lśnienie” kojarzy mi się głównie z Pendereckim), ale aranżacje w „Zabobonach” przypominają mi bardziej muzykę z włoskiego kina grozy, zwłaszcza jeden fortepianowy temat kojarzył mi się ze ścieżkami Fabio Frizziego do horrorów Lucio Fulciego.
Witam, właśnie miałem napisać coś podobnego w temacie muzyki 🙂 Motyw z Dies irae był wykorzystany w „Lśnieniu”, na samym jego początku, w sekwencji jazdy Torrance’ów do hotelu. Motyw wykorzystany także w wielu innych horrorach, m.in w „The Car” Elliota Silversteina. Pozdrawiam