Si-gan-wi-ui jib aka The house of disappeared (2017)
Kang Mi-hee zostaje skazana na dwadzieścia pięć lat więzienia za podwójne zabójstwo, męża i synka. Zostaje złapana z nożem w dłoni nad zwłokami tego pierwszego, zaś ciało syna nigdy nie zostało odnalezione. Po odsiedzeniu wyroku, sędziwa kobieta wraca do swojego domu, gdzie dopadają ją duchy przeszłości. Może to sumienie, a może w domu Kang Mi-hee faktycznie dzieje się coś strasznego? Młody wikary miejscowej parafii jako jedyny wydaje się interesować staruszką i jako jedyny dopuszcza możliwość, że nie ona odpowiada za tragedię z przed lat.
Czy ten skrót fabularny coś Wam mówi? A powinien. Nie od razu zorientowałam się, że w przypadku „House of disappeard” mamy do czynienia z tą samą historię co w „La Casa del fin de los tiempos”.
Do głowy by mi nie przyszło, że Koreańczycy mogą remake’ować wenezuelski horror, a jednak. Coś mi jednak świtało, a gdy zaczęłam przywidywać dalszy rozwój fabuły- co nie jest łatwe w przypadku tak pomysłowego scenariusza – w końcu do mnie dotarło, że gdzieś już to widziałam. To przeważnie Amerykanie podkupują koreańskie, czy południowo amerykańskie scenariusze i przerabiają je wtłaczając w plastikowe formy, a tu proszę, koreańczy zrobili remake. Wciąż uczę się o ich filmowych zwyczajach i nadal mnie zaskakują.
Remake jest oczywiście bardzo dobry i pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że lepszy niż oryginał, gdyby nie fakt, że wenezuelską wersję oglądałam bardzo dawno temu i w tym momencie w mojej głowie walczy ze sobą efekt świeżości z efektem pierwszeństwa.
To, że Korea Południowa potrafi robić kino grozy głoszę jak mantrę i fakt, że będę Was zachęcać do kolejnej produkcji z tego kraju już Was chyba nie zaskoczy.
W filmie mamy doskonałą intrygę, tajemnicę, której rozwiązania nikt nie powinien mieć szansy przewidzieć i wspaniałą atmosferę horroru paranormalnego.
Wszystkie wydarzenia skupiają się na domu, opuszczonym przez lata odsiadki gospodyni. Nastrój, aura obrazu jest przygnębiająca i powiem Wam, że film może stanowić ciężki emocjonalny gips dla wrażliwych. Sceny, te z założenia straszne robią całkiem dobre wrażenie, ale nie są też po hollywoodzku nachalne.
Z fabuły zdradzić wiele nie mogę, co oczywiste skoro scenariusz bazuje na efekcie zaskoczenia, więc musicie mi zaufać.
Miłośnicy koreańskiego kina pewnie i tak go obejrzą, a osoby uczulone na skośne kino odsyłam do wenezuelskiej wersji oryginalnej – na poziomie fabuły ni odnotowałam większych zmian. A najlepiej obejrzyjcie jeden i drugi, a co.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klima:9
Napięcie:8
Zaskoczenie:9
Zabawa:8
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
To coś:9
73/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz