Niespokojni zmarli – Simon Beckett
Antropolog sądowy David Hunter otrzymuje nieoczekiwane zlecenie z Essex. Nieoczekiwane, bo po ostatniej sprawie („Wołanie grobu”) nie cieszy się dobrą reputacją. Czym prędzej rusza na wybrzeże, gdzie zostały odnalezione zwłoki – najprawdopodobniej – syna miejscowego 'magnata’.
Sprawa szybko się komplikuje, bo okazuje się, że Leo nie jest jedynym zaginionym w okolicy. Kiedy dosłownie wypływają kolejne trupy, dawne sprawy przypominają o sobie tworząc trudną do ułożenia układankę pełną podejrzanych zdarzeń.
„Niespokojni zmarli” to piąta, długo oczekiwana odsłona 'przygód’ doktora Huntera. Poprzednie tomy, czytałam tak dawno, że praktycznie nic nie pamiętałam z ostatniej książki, do której starał się nawiązać autor. Na szczęście największą uwagę poświęcił bieżącym wydarzeniom, trupom z wybrzeża, więc nawet jeśli ktoś nie miał do czynienia z „Chemią śmierci” i resztą tomów spokojnie się tu odnajdzie. Będzie jedynie stratny to wątki związane z życiem osobistym bohatera.
Książki Becketta cenie za kilka rzeczy. Wszystkie mogę odnieść bezpośrednio także do „Niespokojnych zmarłych”.
Akcja kolejnych powieści przenosi się w różne miejsca, gdzie Hunter akurat dostaje zlecenie. I każde z tych miejsc jest pieczołowicie przedstawione. Autor bardzo skutecznie buduje klimat danego miejsca przydając zdarzeniom realizmu i pobudzając wyobraźnie. Do tej pory pamiętam upalne lato w Manham z „Chemii śmierci”. Tak teraz zapamiętam wyspę Mersea, gdzie władanie objęła słona woda kolejnych przypływów.
Drugą rzeczą, którą sobie cenię w serii jest postać doktora Huntera. Niby rozwiązuje sprawy jak rasowy detektyw jednak jego profesja jest inna. Antropologia to nauka o pochodzeniu człowieka. Wiąże się z gałęzią medycyny odpowiadającą za badania fizjonomii, szczególnie ludzkiego szkieletu. Antropolog sądowy wkracza do dzieła w przypadku znalezienia ludzkich szczątek, których rozkład jest posunięty na tyle, że praca patologa może okazać się nie wystarczająca. Tym właśnie zajmuje się główny bohater. Każda książka z jego udziałem pełna jest opisów dotyczących procesu rozkładu ludzkich zwłok. Stanowi wnikliwą analizę procesu pośmiertnego. Poraża realizmem.
„No tak, nic nie pomaga lepiej się z kimś porozumieć niż wspólne znalezienie kawałka zwłok.”
Trzecią być może najważniejszą rzeczą jest pomysłowość autora w knuciu intryg, które zawsze zaskakują. Nie zdarzyło się do tej pory by nie udał mu się efekt zaskoczenia. To duże dokonanie.
Najbardziej pewnie interesuje Was jak „Niespokojni zmarli” wypadają na tle poprzednich książek Becketta. Ostatnia jego powieść, którą miałam okazje przeczytać były „Zimne ognie„. Ostatnia, a jednak pierwsza jeśli idzie o chronologię tworzenia. Nie było tam doktora Huntera i to duża strata. Książka dobra, ale na tle serii wypada słabo.
„Niespokojni zmarli” będący kontynuacją 'przygód’ Huntera miały większe szanse na sukces. Książka mi się podobała. Posiadała wszystkie wymienione wyżej zalety, jednak nie dorównała poprzednikom. Może zmniejszyła się moja wrażliwość, ale trochę zabrakło mi tu pazura. Beckett jakoś złagodniał w opisach, więcej jest tu wątków obyczajowych i zbytecznych dłużyzn. To oczywiście zarzut wynikający bezpośrednio z porównania tej książki z resztą serii. Wiem, że osoby rozmiłowane w twórczości Becketta i tak sięgną po „Niespokojnych zmarłych” i nie sądzę by znaleźli w niej coś zniechęcającego. Powieść na plus.
Moja ocena: 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca
Dodaj komentarz