The Deep End aka 12 feet deep (2016)
Bree właśnie zaręczyła się ze swoim chłopakiem, Davidem i zamierza powiadomić o tym dawno niewidzianą siostrę Jonnę, w czasie spotkania na basenie.
Kiedy rozmawiają nadal nie poruszywszy kluczowego tematu pada komunikat, że lada moment basen zostanie zamknięty w związku z przedłużonym weekendem. Wtedy Bree orientuje się, że zgubiła swój cenny pierścionek zaręczynowy. Jej siostra wypatruje go na dnie basenu utkwionego w kracie.
Gdy dziewczyny usiłują odzyskać zgubę pokrywa basenu zamyka się a pracujący tam nadzorca wychodzi z budynku do domu. Bree i Jonna są uwięzione pod pokrywą i nie bardzo mogą liczyć na ratunek.
Twórców „The deep end” nie nazwałabym poszukiwaczami oryginalnych rozwiązań fabularnych. Ich nazwiska kojarzą mi się z filmem „Victim„ z 2010 roku, będącego dość bezczelną kalką „Skóry w której żyję”.
„The deep end” też oryginałem nie jest. Jest to kolejny thriller utrzymany w klimacie survivalu i traktujący o uwięzieniu w wodzie.
Co prawda mamy tu ograniczoną przestrzeń basenu zamiast naturalnego akwenu, gdzie czekać mogą dodatkowe atrakcje w postaci spotkań z tubylczymi stworzeniami.
Z uwagi na to będzie zdecydowanie mnie emocjonująco. A może wcale nie chodzi o to? Myślę, że scenariusz filmu kulał od początku. W tego rodzaju filmach, jeden na jeden z dwojgiem aktorów ważne jest by dobrze zarysować ich wzajemne relacje. Wątków należnych filmom grozy mamy tu nie wiele więc atmosferę trzeba budować za sprawa wątków dramatycznych. Tych mamy tu urodzaj, ale poprowadzonych tak płasko, że efekt jest silnie kanciasty.
Obydwie siostry są bardziej irytujące niż interesujące. Ich historia, kwestia trudnego dzieciństwa jawi się ciekawie, ale są to motywy zupełnie nie wykorzystane, podobnie jak w przypadku trzeciego aktora dramatu, który w końcu pojawi się na scenie. Tak naprawdę to ciężko jest zrozumieć motywację bohaterów. Wszyscy są emocjonalnie rozjechani.
Wątki survivalowe, jak wspomniałam wypadają dość wtórnie, a ich prowadzenie jest bardzo nierówne. Na pewno znajdziecie tu całą masę 'ale’, a co bardziej upierdliwi, będą kląć na logikę zdarzeń.
Powiem szczerze, że bardzo lubię tego rodzaju historie: Uwięzieni przez własną głupotę, albo złośliwy splot zdarzeń. Jednak w przypadku tego konkretnego filmu trudno mi mówić o satysfakcji z seansu.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:6
Oryginalność:5
To coś:5
55/100
W sakli brutalności:1/10
Gość: Aurelia, *.dynamic.chello.pl napisał
I znowu ciężko się nie zgodzić. 😉 Mocno irytowały mnie te braki logiczne w filmie, ale w końcu włączyłam seans, żeby się „odmóżdżyć” – z takim nastawieniem podchodziłam do filmu od początku. Od takiej pozycji nie można oczekiwać zbyt wiele – już sam opis dokładnie mówi czego można oczekiwać, hehe.