Berlin Syndrome/ Syndrom Berliński (2017)
Młoda turystka z Australii poznaje sympatycznego Niemca w czasie pobytu w Berlinie. Wyraźnie wpadają sobie w oko i bez zbędnych ceregieli przechodzą na drugi etap znajomości.
Kiedy Clare budzi się następnego dnia w jego mieszkaniu ze zdziwieniem stwierdza, że drzwi są zamknięte. Bierze to za roztargnienie Andi’ego, który miał zapomnieć zostawić jej klucze. Dziewczyna spędza u niego kolejną uroczą noc, a rano sytuacja z zamkniętymi drzwiami powtarza się. Wygląda na to, że zakochany mężczyzna nie zamierza wypuścić dziewczyny.
’Berlin Syndrome” to australijski thriller, który, jak wskazuje tytuł, nawiązuje go Syndromu Sztokholmskiego. Kto nie wie co to jest już spieszę z wyjaśnieniem.
Termin ten został stworzony przez psychologa-kryminologa, który pracował przy przesłuchaniu ofiar napadu, który miał miejsce w Sztokholmie w latach ’70. Przestępcy przez parę dni przetrzymywali przypadkowe osoby jako zakładników. Po uwolnieniu ofiary odmówiły zeznawania przeciwko oprawcom. Badający sprawę psycholog, uznał, że w takich sytuacjach, może dojść do zaistnienia pokrętnej relacji między napastnikiem a ofiarą, która zaczyna zaczyna przywiązywać się do porywacza, z którym spędza bardzo dużo czasu w izolacji.
Na całym świecie odnotowuje się setki takich przypadków. Niektóre są bardzo znane, szczególnie te które dotyczą ofiar przestępców seksualnych. Pamiętacie „Taśmy z Poughkeepsie„? Tam widzimy syndrom sztokholmski w wersji hardcore.
„Berlin Syndorme’ nie ukazuje sprawy tak brutalnie co nie znaczy, że kontekst wydarzeń nie jest na tyle sugestywny by widz mógł się wczuć w sytuację ofiary.
Ofiarą jest młoda i jak widać naiwna Clare. Szuka wiatru w polu i nawiązuje przypadkowe znajomości. Pech w tym, że trafia na Andiego.
Widzimy jak dziewczynie z trudem przychodzi ogarnięcie sytuacji. Widzimy jej dramatyczny rozwój, w którym leży, zasikana i przywiązana do łóżka. Widzimy jak znajduje pęk włosów w odpływie wanny- najpewniej należący do poprzedniczki.
Są też chwile, w których Andi traktuje Clare całkiem dobrze. Daje jej psa, dostarcza lektury do czytania. Widzimy gdy dziewczyna tuli się do niego z bezradności.
Myślę, że pod względem psychologicznym jest to całkiem zgrabny obraz syndromu sztokholmskiego. Tu spory plus za kreacje aktorskie, które na pewne przysłużyły się temu efektowi, w równej mierze co scenariusz. Przypadło mi też do gustu psychologiczne uzasadnienie postawy Andiego.
Jeśli miałabym wskazać jakieś wady, czy potknięcia, to cóż… można podważyć zdolności racjonalnego myślenia naszej bohaterki, jej zaradność. Na pewno u każdego z widzów zrodziło się tysiąc pięćset pomysłu na to jak załatwić psychola i dać nogę, ale cóż plan był inny.
Druga rzecz, akcji można zarzucić zbyt dużą ospałość, ale moim zdaniem takie tempo wynikało z założeń fabularnych: dobremu zobrazowaniu postępującego załamania u bohaterki.
Generalnie jest dobrze, ale do wyrwania z kapci trochę zabrakło
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:7
Zaskoczenie:5
Zabawa:7
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:7
66/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz