Przebudzenie – Stephen King
Jamie Morton po raz pierwszy spotyka Charlesa Daniela Jackobsa jako sześcioletni chłopiec, mieszkający w idyllicznym małym miasteczku, w latach 60 XX wieku. Wówczas wielebny Jackobs staje się dla chłopca kimś w rodzaju duchowego przewodniku, który zasiewa w dziecięcym serduszku ziarno niepokoju wobec kategorycznych 'rzeczy statecznych’.
Spotykają się ponownie po latach, raz za razem, a ich spotkania obfitują w kolejne dylematy. Aż do schyłku czasu, w którym tajemnice przestają być tajemnicami.
„Przebudzenie”, stosunkowo nowa powieść Kinga, musiała swoje odczekać nim się za nią wzięłam. Nie dlatego, że mam jakieś zastrzeżenia do 'nowych kingów’, ot po prostu od dłuższego czasu bardziej zajmuje mnie klasyka horroru niż dzieła współczesne.
Doskonale się złożyło, bo jak przyznaje sam King „Przebudzenie” ma stanowić niejaki hołd dla klasycznych twórców horroru, którzy inspirowali jego twórczość przez lata.
Jest to mocno wyczuwalne, ale podejrzewam, że nawet Ci nie znający wymienionych w kingowskiej przedmowie autorów odnajdą coś dla siebie w „Przebudzeniu”.
„Przebudzenie” mimo licznych nawiązań jest w sumie bardzo kingowskie. Duża przestrzeń tekstu została poświęcona typowo gawędziarskim zabiegom. Mamy tu małe miasteczko nieopodal Castel Rock z „Ciała„, obraz idyllicznego społeczeństwa, pierwsze przyjaźnie, pierwsze miłości, odkrywanie talentów i powołania. W tym wszystkim pojawia się w końcu ktoś kogo wyznaczono na antybohatera. Jest nim wielebny Jackobs, który przybywa do Harlow i tu poznaje narratora powieści, Jaime’iego Mortona.
Podobnie jak w opowiadaniach Lovecrafta narrator wcale nie jest głównym bohaterem. Charakterystyka Jaime’iego mimo pierwszoosobowej narracji z jego perspektywy wypada bardzo biednie w porównaniu z literackim portretem Jackobsa.
Można tu uznać za Kingowskie potknięcie, albo za zabieg celowy. U Lovecrafta, o którym King wspomina w przedmowie jako jednym z autorów inspirujących, nagminnie bohater-narrator złożony zostaje w ofierze antybohaterowi, na którym skupia się cała uwaga czytelnika.
Jackobs w powieści Kinga jest typem alchemika, szalonego naukowca, pragnącego poznać niepoznane. Im bliżej końca opowieści tym silnie kojarzy się ona z twórczością samotnika z Providence. Jaime’ie jest jak ten biedny, uwikłany nieszczęśnik, rozdarty miedzy ciekawością, a strachem.
Jamie spotyka Jackobsa na różnych etapach swojego życia z trwogą obserwując metamorfozy jakie przechodzi Jackobs. Kolejne tożsamości, a żadna z nich nie jest do końca poznana. Z jednej strony jest Jaime’e jego dłużnikiem, winnym przyjaźń i zaufanie, z drugiej jest ofiarą jego obsesji.
O ile w początkowej partii książki elementów horroru jest niewiele o tyle stopniowo rosną one w miarę rozwoju tej historii, aż do iście piekielnej wizji.
Tak, jest to dobra książka. Głównie za sprawą jej antybohatera, bardzo trudnego do oceny. Wieść niesie, że zaczęły się już przymiarki do ekranizacji i daj boże by była lepsza od ostatniego Kinga na ekranie, czyli „Komórki”.
Moja ocena: 8/10
lajdamiss napisał
lubię tą książkę
waldyss napisał
próbowałam przeczytać, ale średnio mnie wciągnęła
lilasim napisał
super jest
92elenaa napisał
noooo cos dla mnie
nnastia napisał
super jest
ppo93 napisał
:))
9gabig.g napisał
:))
kamczi92 napisał
boję się takich książek
biiianka92 napisał
nie rzepadam za taką fabułą
karilva napisał
hmm
nel.nel napisał
fajne
janusz8877 napisał
Jakimś cudem przegapiłem tą książkę…