Black Mountain Side/ Pod mroczną górą (2014)
Grupa archeologów prowadzących wykopaliska w kanadyjskich górach natrafia na pogrzebaną u podnóża gór budowle, która jak wskazują przeprowadzone badania mogła powstać przed epoką lodowcową. Równocześnie natrafiają na kolejne dziwne znaleziska, kamienne kopce i niezwykłe malunki.
W czasie prac wykopaliskowych miejscowi robotnicy znikaj,ą a ekipa archeologów kolejno podupada na zdrowiu. Coś zagnieżdża się pod ich skórą, ale to zmiany psychiczne okazują się najgroźniejsze.
„Pod mroczną górą” funkcjonuje w świadomości widzów jako tańszy i mniej udany odpowiednik „Coś” Carpentera.
Spojrzawszy na budżet kanadyjskiego twórcy nie mamy wątpliwości, że zdecydowanie jest to film tańszy, w dodatku nakręcony przez człowieka o praktycznie żadnym doświadczeniu.
Nigdy nie wychodziłam z założenia, że kino niskobudżetowe jest z gruntu gorsze od filmów kręconych za miliony monet. Wręcz przeciwnie, niski budżet to problem wymagający nie lada pomysłowości ze strony twórców. Muszą oni nie tylko skompletować ekipę, która nie pogrąży finansów, ale też wybrać tańsze rozwiązania technologiczne. To swoisty chrzest bojowy dla twórców, którzy mają pod górkę. Tak rodzą się prawdziwe talenty, odławiane przez wielkie wytwórnie i często zaprzepaszczane, bo ich kreatywność zastępuje góra forsy i film robi się sam.
Reżyser i scenarzysta „Pod mroczna górą” niewątpliwie mierzył się z tym problemem i o ile nie zabrakło mu pewnej pomysłowości, to jednak pewnych rzeczy nie przeskoczył.
Nie trafił na wybitną ekipę techniczną, tylko na ludzi, którzy nie zawsze wiedzieli co robią. Duża część filmowej akcji rozgrywa się w klaustrofobicznej przestrzeni drewnianych zabudowań i tu najbardziej widać niedbalstwo oświetleniowców i operatorów, że o montażystach już nie wspomnę. Proste ujęcia plenerowe wypadają dużo lepiej, ale jest ich nieporównywalnie mniej.
Pomysł na scenariusz, szczególnie jego psychologiczny kontekst, który nabiera klarowności im bliżej jesteśmy finału bardzo przypadł mi do gustu. Oczywiście zalatywało „Coś”, ale też „W górach szaleństwa” Lovecrafta, więc nie można tego uznać za kalkę filmu Carpentera.
Myślę, że od strony dramatycznej, „Pod mroczną górą” ma więcej głębi niż „Coś”, które w gruncie rzeczy jest prostym sci-fi.
Niestety warstwa narracyjna filmu kuleje. Fabule brak płynności i większej dynamiki. Praktycznie nie mamy tu do czynienia ze stopniowaniem napięcia, co sprawia, że historia może nas usypiać w najmniej odpowiednim momencie. Podobnie ma się sprawa z filmowymi bohaterami, których nie zdołałam poznać. Zabrakło mi charakteru w ich charakterystykach, choć nie można powiedzieć, by tworząc te postaci scenarzysta narobił większych głupot.
Tak się zastanawiam, czy w przypadku „Pod mroczną górą” większy budżet naprawdę by nie pomógł. Może tak, może nie. Z pewnością pomogłoby większe doświadczenie twórcy.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:4
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:5
Aktorstwo:6
Oryginalność:5
To coś:6
53/100
W skali brutalności:2/10
Film odkryłam przypadkiem szukając tych Lovecraftowskich. Zastanawia mnie czy znasz może tę stronę http://www.hplfilmfestival.com/films . Niestety wielu z tych które mnie zaciekawiły nie mogę znaleźć ale nie przestaje szukać.
Pozdr.
Nie znam strony. Przejrzę ją w wolnej chwili. Dzięki:)