Bed of the Dead (2016)
Czwórka przyjaciół świętując urodziny jednego z nich zamierza spędzić noc w hotelu, który jest miejscem schadzek dla ludzi szukających seksualnych wrażeń. Udaje im się ulokować w pokoju z numerem osiemnaście, gdzie głównym elementem wyposażenia jest ogromne łóżko. Wszyscy czworo pakują się do niego jednak szybko tracą dobry nastrój. Okazuje się, że łóżko jest swoistą pułapką. Ktokolwiek spróbuje z niego zejść, zginie.
O „Bed of Dead” po raz pierwszy usłyszałam przy okazji Halloweenowego maratonu grozy w sieci kin Helios, gdzie to film miał okazje gościć na dużym ekranie. Nie trafił do stałego repertuaru jak to bywa w przypadku filmów, których promocją nikt szczególnie się nie zajmuje, bo twórcy nie budzą komercyjnych nadziei, czy to przez brak doświadczenia, czy to przez niszowe podejście do kręcenia filmów.
Duet Jeff Maher i Cody Calahan spotkali się już przy wspólnym projekcie. Był nim całkiem niezły „Antisocial„, ale mają też swoje małe dokonania w pojedynkę. W przypadku Mahera jest to chociażby „Bite”.
Spotkałam się z tylko jedną, jak dotąd, recenzja tego filmu, tradycyjnie usianej spoilerami, która jednak wyrażała dość spory entuzjazm wobec filmu. Tak czy siak, wiedziałam, że prędzej czy później go obejrzę.
Seans nie przyniósł mi wielu niespodzianek,z powodu spoilerów) ale nie tylko z ich winy. Pomysł na scenariusz był dość ciekawy- łoże śmierci jak z opowiadania Poego, motyw nie koniecznie popularny, ale nie został poprowadzony w sposób, dzięki któremu widz wpadłby w pułapki, dał się nabrać, czy choćby przez dłuższy czas nie rozumiał co tak naprawdę się dzieje.
Już sceny otwierające, pokazują nam dosadnie skąd wzięło się łóżko. Większość kumatych szybko doda dwa do dwóch, gdy przejdziemy do właściwej akcji a nasi bohaterzy zaczną doświadczać dziwnych wizji, a wreszcie staną się ich ofiarami. Mimo tego, nadal twierdzę, że pomysł wyjściowy był dobry, gorzej z jego wykorzystaniem.
Filmowe wydarzenia rozgrywają się bardzo szybko. Brakuje tu jakiegokolwiek stopniowania napięcia. W zasadzie napięcia nie ma wcale, przez co film niezbyt angażuje nas emocjonalnie – ot jesteśmy świadkami jaki zdarzeń o morderczym charakterze.
Aktorstwo też raczej niskich lotów, nad dialogami nikt się nie wysilał, efekty do przyjęcia. Nie mogę o tym filmie wydać żadnej skrajnie określonej opinii, ponad to, że szkoda mi niewykorzystanego potencjału tej historii. Wyszło trochę zbyt banalnie, choć oczywiście miał swoje momenty.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:6
Aktorstwo:5
Oryginalność:6
To coś:6
55/100
W skali brutalności:2/10
Wytrzymałem 20 minut… pierwszy film od lat, który wyłączyłem niekończąc seansu 🙁
Szkoda bo zapowiadał się przyzwoicie 🙂