Jestem mordercą (2016)
W Dąbrowie Górniczej grasuje seryjny morderca. Zupełna nowość w Polsce Ludowej. Bezradna milicja decyduje się na stworzenie specjalnej grupy dochodzeniowej, na czele której staje młody, niedoświadczony kapitan Janusz Jasiński. Dzięki otwartości na nowe metody made in USA – profilowaniu psychologicznemu- udaje mu się wytypować sprawce. Teraz pozostaje tylko udowodnić mu winę.
Nie ukrywam, że byłam ciekawa tego filmu. Moda na filmowe opowieści o seryjnych zabójcach po czasie dotarła nawet do Polski. W ciągu ostatnich trzech lat powstały trzy filmy mieszczące się w tej kategorii. I jakby to powiedział bohater filmu „Jestem mordercą”, jak na razie wygrywamy 3:0, bo wszystkie mogę uznać za bardziej lub tylko nieco mniej udane.
Nowy obraz Macieja Pieprzycy podobnie jak „Anna i wampir” o którym pisałam Wam jakiś czas temu, opowiada historię bodajże najsłynniejszego polskiego seryjnego mordercy, Zdzisława Marchwickiego. Jeśli czytaliście, wspomnianą przeze mnie starą recenzję wiecie jaki mam stosunek do tej sprawy. Jeśli zaś nie czytaliście, powtórzę: Facet mógł nigdy nie istnieć.
„Jestem mordercą” jest fabularyzowaną i stosownie podkoloryzowaną wersją wydarzeń z lat ’70. Zmieniono imię i nazwisko domniemanego mordercy, więc tak naprawdę nie bardzo można czepić się wierności tamtym wydarzeniom – z resztą rozsądek mi podpowiada, że nigdy nie dowiemy się jak było naprawdę.
Maciej Pieprzyca oferuje nam więc fikcję. Dobrze opowiedzianą, mocną.Nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń co o wykonania.Zdecydowanie postawiono tu na realizm dzięki czemu wszystkie filmowe elementy od kostiumów po zdjęcia składają się na dobrze zgraną całość.Duży plus za dźwięk. Wiem, banał, ale w to co najbardziej drażni mnie w polskich filmach to kiepska jakość dźwięku ,która w połączeniu z niekiedy bardzo słabą dykcją aktorów czyni jeden wielki bełkot z filmowych dialogów.Tu nie było tego problemu.
W przeciwieństwie do filmu „Anna i wampir” w „Jestem mordercą” mamy szansę poznać naszego podejrzanego. Arkadiuszowi Jakubikowi, który to wciela się w rolę Wiesława Kalickiego należą się gromkie brawa. Byłam zachwycona jego kreacją.
Nie gorzej poradził sobie odtwórca innej ważnej postaci, kapitana Jasińskiego. Obydwie postaci są bardzo niejednoznaczne. Z jednej strony mamy milczącego aresztanta, który momentami zdaje się drwić z organów ścigania, innym razem budzi współczucie jak ratlerek którego ktoś porzucił pod sklepem i jedyne co może robić to podkulać ogon i kwilić.
Jasiński to młody – ambitny, który z jednej strony chce dopełnienia sprawiedliwości, z drugiej kusi go łatwy sukces, który może osiągnąć biegnąc na skróty. Mój Boże, co człowiek potrafił zrobić dla kolorowego telewizora.
Wisienką na torcie jest Agata Kulesza w roli żony oskarżonego, wypada wybitnie, ale to dobra aktorka więc nie zaskoczyła mnie. Pochwałę więc kieruje do reżysera, który tak pięknie pokierował tą bohaterką.
Cała sprawę można zamknąć w słowach: Dla jednych miejcie litość, dla tych którzy mają wątpliwości. Kołatały mi się w głowie przez cały film i myślę, że pasują tu jak ulał.
Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś dużo mniej złożonego, bardziej jednoznacznego. Choć nie trudno było mi wyrobić sobie zdanie na temat pogmatwanych relacji miedzy bohaterami jakie nam tu przedstawiono, to czułam, że nie mamy tu do czynienia z góry narzuconą oceną.
Przygnębił mnie ten film, solidnie. Ze zdziwieniem mogę stwierdzić, że jego tytuł niekoniecznie musi odnosić się do sprawcy dwunastu słynnych morderstw.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:7
Zaskoczenie:7
Zabawa:8
Walory techniczne:7
Aktorstwo:9
Oryginalność:6
To coś:9
70/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz