The Girl on the Train/ Dziewczyna z pociągu (2016)
Rachel, samotna rozwódka z problemem alkoholowym każdego dnia w drodze do miasta mija swój dawny dom gdzie obecnie mieszka jej ex z nową żonką i maleńkim dzieckiem. Żeby odciągnąć przykre myśli mijając dawną ulicę Rachel skupia się na nowych sąsiadach. Nigdy nie miała okazji poznać pięknej młodej pary, ale wyobraźnia podsunęła jej wizję, że stanowią oni spełnienie idyllicznej wizji małżeństwa. Pewnego dnia z wagonu swojego pociągu Rachel dostrzega coś, co stanowi rysę na tym ideale. Widzi idealną żonę, która całuje innego mężczyznę. Nie wiedzieć czemu odbiera to jako osobisty cios i jeszcze tego samego wieczoru upija się i trafia w okolicę swojego dawnego domu i domu 'upadłego ideału’. Na dniach okazuje się, że młoda 'nieidealna żona idealna’ zniknęła bez śladu.
Cieszę się, że ekranizację powieści Pauli Hawkins miałam okazję obejrzeć stosunkowo niedługo po lekturze książki. Dzięki temu mogę sobie porównywać do woli.
Sukces powieści sprawił, że szybko przeniesiono ją na ekran. Już pisząc recenzję książki wiedziałam, że w głównej roli obsadzona została Emilly Blunt, którą bardzo lubię.
Generalnie w swojej roli wypada bardzo dobrze. To aktorka o niezwykle wyrazistym spojrzeniu, która tym tylko spojrzeniem potrafi zagrać całą gamę emocji. Tu wciela się w postać zniszczonej, przeczołganej przez życie pijaczki, która spada coraz niżej na dno.
Genezę tego upadku poznajemy powoli, dzięki takiej a nie innej konstrukcji fabuły, ale można też powiedzieć, że cała ta historia jest wypisana na twarzy Emily- Rachel. Charakteryzacja pomogła mi uwierzyć w jej styl życia- wygląda do prawdy żałośnie, choć nie aż tak jak widziałam to oczami wyobraźni. Książkowe wersje bohaterek zawsze rozmijają się z tymi filmowymi. W filmach nie ma brzydkich głównych bohaterek. Aktorstwo Emilly oczywiście rekompensuje to uchybienie więc okej.
Często czytając jakąś powieść w wyobraźni obsadzam w rolach jej bohaterów filmowych aktorów. Tak więc mąż Rachel przez całą moją lekturę powieści miał twarz Toma Cruse’a i choć zasiadając do filmu wiedziałam, że go tam nie zobaczę, jakoś dziwnie mnie to zdziwiło:) Inaczej też wyobrażałam sobie Scotta – typ australijskiego tenisisty z jasną grzywką – ale cóż.
Obsady się nie czepiam, podobnie jak aktorstwa. jest w porządku, albo lepiej niż w porządku. Najbardziej ciekawiło mnie jak wcale nie prosta konstrukcyjnie książkowa narracja zostanie przełożona na język filmu.
Okazało się, że scenariusz wybrnął z tego zachowując książkową formułę, czyli narracja z trzech punktów widzenia: Rachel i jej pijackie powidoki, Megan i jej tajemnice i Anna za swoją naiwnością. Odbieram to oczywiście jako aspekt pozytywny. Jednak największy plus daje za całkiem udaną próbę odzwierciedlenia klimatu książki w jej ekranizacji. Gdy oglądałam film towarzyszył mi nastrój bardzo zbliżony do tego, który budziła książka. Jest zimno, ponuro i dość brutalnie. Jak na tak komercyjne przedsięwzięciem jakim był ten film zadziwiająco nie unikał tej porcji przemocy jaką serwowała książka. Zobaczymy więc sceny, w których obrywa Rachel, zobaczymy morderstwo Megan.
Cieszę się, ze scenariusz i jego realizacja nie starały się spłycać tej historii, bo przecież to nie jest zwykły kryminał, ale też psychologiczny dramat, w którym konfrontujemy marzenia z rzeczywistością.
Oczywiście nie myślcie, że ekranizację pozna postawić na równi z wersja literacką, bo to nie możliwie. Książka jest pełna wewnętrznych monologów Rachel, których nijak nie dało się tu upchnąć w tak okrojonym czasie, dlatego tych, którzy nie czytali książki będę zachęcać by to nadrobili nim zabiorą się za film.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:7*
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:6
63/100
W skali brutalności:1/10
Gość: Magda, *.dynamic.chello.pl napisał
Rzadko to mówię ale: film podobał mi się dużo bardziej niż książka. Zupełnie nie rozumiem fenomenu tej książki, jak dla mnie mało ciekawa, przegadana i przewidywalna. Natomiast przy filmie bawiłam się całkiem dobrze, może to zasługa Emilly, którą również bardzo lubię.
Początkowo zdziwił mnie wybór tej aktorki, Rachel wyobrażałam sobie jako brzydką, grubą i złamaną- Emilly średnio mi tu pasowała. Jednak z zadania wywiązała się świetnie.
ilsa333 napisał
Mnie podobał się i film i książka, co też nie jest częste zwłaszcza przy wiernych ekranizacjach. Co do Emilly, to się stu procentowo zgadzam, nie pasowała ale radę dała.
Gość: Aurelia, *.dynamic.chello.pl napisał
W pełni zgadzam się z Twoją opinią. Dodałabym jeszcze, że rola Megan rewelacyjna, a Rachel powinna być brzydsza i grubsza. 🙂 No i ja gdybym nie znała fabuły – pogubiłabym się w którymś momencie przez te zmiany perspektywy, szczególnie im bliżej końca jesteśmy. Film udany, ale nie przebija książki, jak wspominasz. Są pozycje, które lepiej się ogląda – ta do nich nie należy. Niemniej, również polecam i film, i lekturę. 🙂
Gość: , *.neoplus.adsl.tpnet.pl napisał
Świetna książka,film także polecam!.Blunt rewelacja.