Land mine goes click aka Nagmi (2015)
Narzeczeni Alice i Daniel w towarzystwie przyjaciela Chrisa zwiedzają dzikie tereny Gruzji. Jak bardzo dzikie, przekonają się bardzo szybko. Mina przeciwpiechotna, na której stanie Chris to początek. Próba uratowania przyjaciela będzie bardzo kosztowna dla jasnowłosej bohaterki, kiedy desperacko będzie szukać dla niego pomocy.
W zasadzie na tym opisie powinnam poprzestać, bo spoilery mogą bardzo zaszkodzić Waszemu odbiorowi tego filmu. A szkoda by było, bo ta historia ma szanse wzbudzić w Was silne emocje.
Słowem wstępu powiem, że jestem filmem bardzo mile zaskoczona. Moje ostatnie spotkanie z gruzińskim kinem grozy nie zaowocowało dobrą renomą jaką sobie u mnie mogli wyrobić. Co ciekawe nadziałam się tu na tego samego reżysera, Levana Bakhie, który zadebiutował survivalem w saunie w „247 F„. Już wtedy stwierdziłam, że facet ma dobre pomysły, ale wykonanie trąciło zbyt dużymi niedoróbkami, szczególnie na poziomie scenariusza.
Nie wiem jaki był szeroki odbiór jego debiutu, ale widać gość zapału nie stracił i dobrze, bo dzięki temu powstał „Land mine goes click”. Thriller, o którym nie mogę Wa powiedzieć wiele ponad to, że jest wart obejrzenia jak diabli.
Swoją strukturą przywodzi na myśl takie obrazy jak „Eden lake„, „Ostatni do po lewej„. Internety już krzyczą, że posługuje się formułą rape& revagne, plakaty nie pozostawiają wątpliwości, że dochodzi tu do tego rodzaju przemocy. Śledząc fabułę w pewnym momencie nie będziecie mieć już wątpliwości, że tragiczna sytuacja naszej bohaterki, Alice, zmierza właśnie do punktu, w którym stanie się obiektem seksualnym dla zwyrodnialca.
Ale po kolei. Film nie zapowiadał się jakoś wybitnie. Wstęp wskazywał na słaby slasher z trójką bohaterów w dziczy. Ktoś mógł ich napaść, wydymać i pozabijać. Ale nie. Ten film jako jeden z nielicznych pokazuje jak rodzą się takie chore sytuacje, jak z przypadku rodzi się premedytacja.
To jak nieszczęsny Chris znalazł się na minie zostawię w sferze niespodzianek, to będzie bardzo chora niespodzianka. Mamy więc Chrisa na minie i jego kumple Alice próbującą jakoś go z opresji wyratować. Chłopaczyna nawet nie może drgnąć, bo jeśli to uczyni ina wybuchnie. Są biedaczyska sami na pustkowiu dopóki z odsieczą nie przybędzie miejscowy pijaczek. Facet ma zakazaną mordę i nie po kolei w głowie. Sposób w jaki pogrywa sobie z młodymi turystami przywodzi na myśl zagrywki gnojków z „Funny games„. Myśleliście, że rzuci się na bidulkę, zedrze majtochy i zapuści swojego freda? Otóż nie. Szczęśliwie nie mamy tu do czynienia z długą sekwencją gwałtu jak w”Pluję na twój grób„, ale to nie znaczy, że jest przyjemnie jak na grzybobraniu. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że Chris stojący na minie ma przed sobą o wiele radośniejszą perspektywę niż jego kumpela.
Scenariusz Adriana Colussi dba by napięcie rosło powoli i mimo że nikt nie ma złudzeń do czego ta sytuacja zmierza to i tak widz nie może być obojętny. Protagoniści mimo iż do ludzi kryształowych nie należą to jednak nie da się im nie współczuć. Nie da się też nie zakrzyknąć parokroć: ty głupia cipo, ty tchórzliwy pajacu. No cóż, emocje. Jesteśmy zmuszeni do moralnej oceny bohaterów, bo jak mówiłam świeci nie byli. Ich decyzje pozostawiają wiele do życzenia jeśli chodzi o racjonalne postrzeganie pewnych sytuacji, ale mogę powiedzieć, że mimo wszytko scenariusz zachowuje realizm na przyzwoitym poziomie.
Emocji jest tu masa i to one budują ten film. Sporo niespodzianek, ale nie powyciąganych z tyłka tylko zmyślnie i konsekwentnie dorzucanych by, jak to się mówi, dolać oliwy do ognia. Napięcie nie słabnie do ostatnich scen. Za scenariusz należą się ukłony.
Co do wykonania, to tu też nie mam zarzutów. Aktorstwo okej, zwyrol jest niepospolicie obmierzły, ofiary są ofiarne. Nie ma tu jakiś szczególnych wygibasów z kamerą, postawiono tu na naturalizm bez zbytków. Sceny, które mają wzbudzić gniew, czy tam strach są zrobione tak by to faktycznie działało. Mamy tu większą brutalność pod względem kontekstu niż wizualizacji, ale pewnych rzeczy, no cóż, uniknąć się nie dało.
Podsumowując, film dla tych co to nie lubią się nudzić, cenią wartką akcję, klimat zaszczucia i solidny dramatyzm sytuacyjny.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:9
Zaskoczenie:7
Zabawa:9
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:7
71/100
W skali brutalności:3/10
Już nie mogę się doczekać. Lubię takie klimaty. No i liczę na oryginalność.
Mogę się podpisać pod recenzją, bo film jest naprawdę godny uwagi. Jedyny zarzut jaki mam do tej produkcji to powierzenie ważnej roli Sterlingowi Knightowi. Jego ekspresja, zdolności aktorskie, sa w tym filmie na poziomie „aktorów” grajacych w większości produkcji typu „Pamiętniki z wakacji” czy „W11”. Dawno nie widziałem tak nietrafionego wyboru aktora w poważnym filmie.