Anna i wampir (1981)
Zagłębie Dąbrowskie, lata ’60 XX wieku. W mglisty dzień zostaje zamordowana młoda kobieta, Anna. Jej częściowo obnażone zwłoki i głowa rozbita ciężkim narzędziem to początek całej serii ataków na kobiety, których wedle Katowickiej milicji miał dopuszczać się Zdzisław Marchwicki znany jako Wampir z Zagłębia.
Po film Janusza Kidawy nakręcony jeszcze w czasach PRL sięgnęłam w związku ze zbliżającą się premierą nowej historii skazanego za wielokrotne morderstwo Zdzisława Marchwickiego, „Jestem mordercą”. Z tego co zdążyłam się zorientować nowy film, ma przeczyć historii przedstawionej w „Anna i Wampir”, czyli zaprzeczać winie Marchwickiego, zaś jego skazanie przedstawiać jako manipulację ówczesnych władz.
Sprawa Marchwickiego, trzeba przyznać, nie była tak ewidentna jak chociażby przypadek Bogdana Arnolda. Wiele osób twierdzi, że Marchwicki – niewykształcony, słaby na umyśle, człowiek z marginesu społecznego – stał się kozłem ofiarnym. O szczegółach, tej i innych teorii możecie przeczytać w sieci, znajdziecie tam nawet pamiętnik Marchwickiego pisany przed egzekucją, więc nie będę teraz wdawać się w polemikę z historią przedstawioną w „Annie i wampirze”. Ocenę zostawię Wam.
Filmów o polskich seryjnych mordercach mamy niewiele, ale faktem jest, że w naszym kraju raczej niechętnie przypina się zabójcom tego rodzaju łatki. W porównaniu z Ameryką wypadamy blado. „Anna i wampir” jest więc pewnego rodzaju nowością, choć jak sami zauważyliście polskich twórców filmowych zaczyna kręcić ten temat. W ubiegłym roku doczekaliśmy się „Fotografa„ i „Czerwonego Pająka„.
Obrazu Kidawy nie da się porównać z hollywoodzkimi filmami o seryjnych zabójcach. Mało w nim thrillera, jeszcze mniej horroru. Bardziej przypomina fabularyzowany dokument niż film fabularny, a tym bardziej daleki jest od kina sensacyjnego.
Mnie mimo całych wątpliwości ad. autentyczności tej rzekomo autentycznej historii przypadł do gustu. Może dlatego, że lubię stare polskie kino i jego estetykę. „Anna i Wampir” bardzo od niej nie odbiega i to co oferuje film to przede wszystkim naturalizm.
Reżyser unikał filmowego studia, stawiał na plenery, więc co i rusz możemy podziwiać bardzo nastrojowe obrazy polski czasów PRL. Nastrój filmu jest stosowne przygnębiający. Szarobure kadry, mało atrakcyjne wyglądające miasto, łyse drzewa otulone mgłą. Dźwięk nagrywano na żywo. W tym wszystkim, kobiety, kilka kobiet (Marchwicki podobno dokonał 23 ataków), które pożegnały się z życiem i ich zwłoki z zadartymi sukienkami możemy tu podziwiać. Jedna z nich przeżyła atak, ale już nie wróciła do normalności.
Naszego mordercy nie zobaczymy w akcji byt szybko. Skupiamy się na ścigających go milicjantach, którzy z lepszym lub gorszym skutkiem starają się wdrożyć w śledztwo amerykańskie pomysły i teorie na temat technik kryminalistycznych.
Dowodzący śledztwem komisarz Andrzej Jaksa, jawi się tu jako bardzo rozważny i myślący człowiek. Zależy mu na złapaniu prawdziwego sprawcy, nie złapaniu kogokolwiek by zadowolić zwierzchników. Tu bardzo dobrze aktorsko daje radę Wirgiliusz Gryń (bardzo pracowity aktor, znany chociażby z serialu „Dom”).
Zaś sam Marchwicki… ciężko tu coś o nim powiedzieć, niby film jednoznacznie potwierdza jego winę, tworzy nawet pewien profil psychologiczny, ale odtwórca jego roli nie miał tu wielkiego pola do popisu. Całość więc bardziej przypomina „Obywatela X” niż „Milczenie owiec„.
Jak wspomniałam niewiele tu grozy jeśli chodzi o fabułę, czy sposób jej opowiadania. Groza przyczaja się raczej w formie, zdjęciach, muzyce. Jest zresztą bardzo subtelna. Do tej pory mam przed oczami ostatni filmowy kadr.
Podsumowując, film zdecydowanie nie dla każdego. Jeśli jesteście w opozycji do starego polskiego kina to raczej Was tym filmem do niego nie przekonam. Nie mniej jednak jeśli jesteście fanami tematu seryjnych morderców, warto poznać historię jednego z naszego własnego podwórka.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 7
Klimat: 8
Napięcie: 6
Zaskoczenie:4
Zabawa:7
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:7
63/100
W skali brutalności:1/10
A propos seryjnych morderców: ostatnio prosiłam Cię o polecenie jakiś książek w tym temacie. Udało mi się kupić kilka pozycji: ” Złodziej tożsamości” Finkela, „Bestia, Stadium zła” o Pękalskim autor: Magda Omilianowicz i smaczek o kryminalistyce: „Anatomia zbrodni”.
Czekają na swoją kolej na półce, jak przeczytam to dam znać czy warto się za to brać 🙂
Mam nadzieję, że będą dobre. Ja, tak jak Ci pisałam jestem w tej tematyce wybredna.