Most likely o die (2015)
Kilkoro absolwentów jednego liceum postanawia spotkać się po dziesięciu latach w domu jednego z nich by podzielić się dokonaniami dorosłego życia i powspominać szczenięce lata. Niestety nie wszyscy mają ciepłe wspomnienia z klasy maturalnej. W domu gospodarza imprezy Ray’a zjawia się ktoś kto wyraźnie gardzi szkolną paczką.
Sięgnęłam po ten film w mylnym przekonaniu, że Di Blasi to reżyser, który rozwija się w dobrym kierunku. Najpierw zaserwował nam dobry thriller „Dread„, później dwa ghost story „Cassandaga” i „Last Shift„. W większości z nich odpowiadała zarówno za reżyserie jak i za scenariusz. Nie wiem więc co mu strzeliło do głowy, by w swoim następnym filmie wykorzystać wypociny jakieś Laury Brennan, która stworzyła historię dziurawą jak ser i pozbawioną jakiegokolwiek polotu.
„Most likely o die” nie ma w sobie nic interesującego po za tytułem. Nawiązuje on do licealnej tradycji, która to nakazuje amerykanom wróżyć przyszłość maturzystom, na zasadzie, frajer zawsze będzie frajerem, gwiazda będzie gwiazdą. Jak bardzo mylne jest to przekonanie wie większość widzów filmów wykorzystujących ten wątek. „Most likely o die” znaczy tyle, co „Zapewne umrze”. Takie też przesłanie jakiś zgrywus przemyca na imprezę absolwentów.
Fabuła filmu szybko daje się rozpoznać jako slasher. Grupa protagonistów ginie po kolei, by ci którzy przetrwali mogli poznać przyczynę takiego stanu rzeczy. Stan rzeczy, klasycznie wiąże się ze sprawą z przeszłości, doznaną wówczas krzywdą, etc.
Tak naprawdę w czym rzecz możemy zgadnąć już w pierwszych minutach filmu, jeśli tylko poświecimy minimum uwagi na wysłuchanie rozmów toczących się między przybyłymi. Element zaskoczenia jest więc żaden.
Z uwagi na to, że zawsze mnie śmieszyła ta amerykańska fiksacja na temat licealnych czasów, śmieszy mnie też zamachowiec podrzynający gardła w tradycyjnym maturalnym odzieniu. Nosi tez maskę, w ramach unaocznienia pewnej symboliki: Tylko w liceum byliśmy sobą, teraz przywdziewamy maski dorosłości. Co za głębia, utonęłam.
Lubie slashery, akceptuje ich naiwność i prostotę, ale ten wybitnie mi się nie spodobał. Nie ratuje go nawet pewne reżyserskie doświadczenie Di Blasi. Nie ma tu tak naprawdę dobrze nakręconych scen, aktorstwo jest liche jak sam pomysł na postaci, o dialogach nie ma co wspominać.
Mam nadzieję, że to tylko chwilowe zaćmienie umysłu Pana Di Blasi.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:5
Klimat:4
Napięcie:5
Zabawa:4
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:5
Aktorstwo:4
Oryginalność:4
To coś:4
41/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz