Kaidan/ Kwaidan, czyli opowieści niesamowite (1964)
Na fabułę „Kaidan” składają się cztery nieco baśniowe opowieści utrzymane w klimacie grozy. Wszystkie zaczerpnięto z klasycznego już XIX dzieła. Co ciekawe ich autorem wcale nie był rodowity Japończyk, lecz imigrant zza oceanu, który zakochał się w tym, co w owym czasie nie cieszyło się wielką popularnością – średniowieczne japońskie legendy. Lafcadio Hearna, który później zmienił nazwisko na Koizumi Yakumo zainspirował reżysera Masaki Kobayashi do nakręcenia jedynego w jego dorobku horroru, co ciekawe ten gatunkowy debiut został wyróżniony nominacją do Oscara.
Spośród szeregu opowiadań wybrano cztery i wystarczyły one na trzy godzinny film. Tak mili Państwo, jeśli zdecydujecie się na seans, musicie się z tym liczyć.
Pierwsza z opowieści „Czarne włosy” traktuje o Samuraju, który mając dość życia w biedzie porzuca Kioto i swoją oddaną żonę by w innym zakątku kraju zdobyć posadę i majętną żonę.
Bohaterowi nie udaje się zaznać szczęścia u bogu drugiej żony, wraca więc skruszony do swojej 'opcji numer jeden’. Żona oczywiście czeka na niego z otwartymi ramionami, nadal piękna i wonna mimo iż minęło wiele lat…
Druga nowela „Kobieta Śniegu” to historia młodego drwala, który wraz ze swoim sędziwym nauczycielem gubi się w lesie w czasie śnieżnej zamieci. Co prawda mężczyźni znajdują schronienie, ale złowroga Pani Śniegu znajduje ich i tam. Przyjęła ona postać pięknej kobiety, która swoim mroźnym oddechem zdmuchnęła życie starszego z mężczyzn.
Pochyliła się zaś nad młodym. Znalazła w sobie litość nad nim i pozwoliła odejść, pod jednym tylko warunkiem: nigdy nie zdradzi historii spotkania z Panią Śniegu…
W trzeciej opowieści „Hoichi bez uszu” znowu obcujemy ze światem samurajskich wojowników. Rzecz odwołuje się do historii z przed blisko tysiąca lat kiedy to dwa wielkie Japońskie rody starły się w morskiej bitwie. Pokonani postanowili odejść z honorem toteż ocaleni włącznie z małym cesarzem popełnili samobójstwo. Od tamtej pory zatoka, gdzie rozegrała się bitwa cieszy się sławą nawiedzonej.
W zbudowanej w pobliżu świątyni posługę pełnią mnisi. W tym nasz tytułowy Hoichi, niewidomy młodzieniec obdarzony talentem do śpiewania ballad. To on staje się obiektem zainteresowania miejscowym duchów.
Ostatnia, najkrótsza opowieść nosi tytuł „W miseczce herbaty” i o owej miseczce opowiada. Pewnego dnia, pewien Samuraj dostrzega w miseczce herbaty obce odbicie. Mimo to wypija płyn i jeszcze tej samej nocy będzie miał okazję spotkać herbaciane widmo.
Jak sami widzicie film składa się z dość prostych i uniwersalnych opowieści. Jest tu ludowa moralność, sprawiedliwość dosięgająca zza grobu i pointa stawiają sprawę dość jasno: są na tym świecie rzeczy niesamowite.
Z tymi historiami doskonale współgra sposób ich opowiadania. Pomijając fakt, że stosownie po japońsku rozwijają się powoli i stosownie po japońsku mamy tu masę niedopowiedzeń, to ich baśniowość i niesamowitość odbija się we wszystkich elementach stricte technicznych.
Scenografia jest wspaniała. Trochę teatralna, miejscami przywodzi na myśl niemieckie kino ekspresjonistyczne, nawiązuje też do klasycznego teatru japońskiego, of course.
Barwy obrazu są żywe, choć szczerze mówiąc wolałabym dorwać wersje w czarno-bieli. Muzyka – hipnotyzująca. Aktorstwo, po japońsku bardziej milczące niż krzyczące, żadnej nadekspresji, niepotrzebnych manieryzmów. Kostiumy i charakteryzacja to już klasa sama w sobie, i chociażby dla nich wato na ten film zerknąć. Doskonale oddają ducha średniowiecznej Japonii, przynajmniej na tyle na ile po laicku mogę stwierdzić. Kiedyś czytałam że zamożne Japonki w średniowieczu specjalnie 'malowały’ sobie zęby na czarno i faktycznie, można się tu tego dopatrzeć.
No, piękny film, co tu dużo mówić. Szczególnie fani współczesnego skośnego kina powinni poczuć się w obowiązku by zobaczyć ten film. Z pewnością dostrzeżecie tu całe gro elementów, które wykorzystywane są do dziś.
Moja ocena:
„Czarne włosy”:9/10
„Kobieta śniegu”:9/10
„Hoichi bez uszu”: 8/10
„W misce herbaty”:8/10
Gość: ar2rro, *.red-83-39-172.dynamicip.rima-tde.net napisał
Witam,
Wkradła się mała literówka „Bohaterowi nie udaje się zaznać szczęścia u bogu drugiej żony…”. Odnośnie filmu to również polecam – klimatyczny i pięknie zrealizowany. Można by jeszcze dodać że mimo iż autor opowiadań nie był Japończykiem to jego dzieło jest jedynie zbiorem podań/legend o duchach które były przekazywane w formie ustnej przez wcześniejsze pokolenia rodowitych Japończyków. Pozdrawiam