Before I wake/ Zanim się obudzę (2016)
Małżonkowie Jessie i Mark stracili syna. Okoliczności jego śmierci nie pozwalają Jess na wyzbycie się poczucia winy. Remedium na smutki a być 'dziecko pocieszenia’, czyli adoptowany ośmioletni chłopiec, Cody.
Uroczy dzieciak szybko zjednuje sobie nowych rodziców. Gdy okazuje się, że jest dzieckiem niezwykłym obdarzonym talentem urzeczywistniania swoich snów Jessika wykorzystuje jego umiejętności do urzeczywistnienia wizji powrotu synka zza światów. Niestety, sny nie zawsze są kolorowe i sympatyczne, mały Cody ma swojego prywatnego Freddy’ego Kruegera.
„Befora I wake” jest filmem twórcy takich obrazów jak „Absentia„, czy „Oculus„. Jego niedanym dokonaniem był też thriller „Hush„.
To co w produkcjach Mike’a Flangana zawsze dopisuje to klimat. Nie brakuje mu też niezłych pomysłów, czego dowodem była niezwykle oryginalna fabuła „Absentii”. W „Before I wake” mamy i klimat i pomysł, jedyne czego zabrakło to grozy z prawdziwego zdarzenia. Podczas seansu z filmem towarzyszył mi raczej smutek, współczucie dla bohaterów niż lęk.
Mamy tu bardzo solidną dawkę dramatu w postaci szeregu tragedii jakich doświadczyli bohaterowie i z którymi próbują sobie radzić oraz sporą porcję fantasty. A gdzie horror?
Amatorzy kina grozy mogą być tym filmem sromotnie rozczarowani. Nie dlatego, że jest zły, nie dlatego, że źle zrealizowany czy nudny, ale dlatego że słabo spełnia rygory, które pozwalają mu zaliczyć się do grona horrorów. Film nie straszy i nie wiem nawet, czy straszyć zamierzał.
A mimo tego, mnie przypadł do gustu. Może jestem nazbyt wyrozumiała dla twórcy o którego można by wymagać znacznie więcej, ale cóż.
Fabuła filmu, owa dominująca warstwa dramatyczna przekonała mnie mimo pewnej banalności. Mamy rodziców którzy stracili dziecko. W ramach pocieszenia adoptują sobie chłopca w podobnym wieku co ich zmarły jedynak. Sympatyczny Cody również miał nieciekawe przejścia. Od śmierci matki tułał się po rodzinach zastępczych i każda adopcja kończyła się nieszczęściem. Rodzice chłopca znikali, lądowali w zakładach psychiatrycznych etc. Tu zaczynamy myśleć, że może z dzieckiem jest coś nie tak: popieprzony i zły, pomiot szatański, tymczasem naszym oczom ukazuje się Jackob Tremblay w którym zakochani są wszyscy widzowie nominowanego do Oscara „Pokoju”. Cody nie może być popieprzony i zły, ale nie znaczy to że wraz z jego pojawieniem się nie zaczną dziać się niepokojące rzeczy.
Niepokojące, czy zachwycające? Zgraja pięknych egzotycznych motyli latająca po salonie, czy zmaterializowana wizja martwego synka, który znowu się uśmiecha. Tajemnica adoptowanego chłopca zostaje rozwikłana. Cody potrafi urzeczywistniać swoje sny. Adopcyjni rodzice Cody’ego postrzegają to różnie. Mamusia najchętniej uśpiłaby Cody’ego na całą dobę zmusiła do wyśnienia jej martwego synka, ojciec zaś niepokoi się złymi snami Cody’ego i pragnie przywrócić mu spokój. Złe sny okazują się wyjątkowo niebezpieczne, pojawia się w nich coś na kształt demona. Demon porywa ludzi i nie zamierza opuścić Cody’ego.
Wstawki z udziałem demona są w zasadzie jedynymi elementami mogącymi przypomnieć widzowi, że ogląda horror. Są jednak dość liche, stuprocentowo komputerowe i na mnie nie zrobiły wrażenia, co innego gwałtowny powrót do warstwy dramatycznej filmu, który w prosty sposób wyjaśnia nam przyczynę złych snów chłopca. Tu znowu robi się bardziej smutno niż strasznie, ale jak mówię, nie przeszkadzało mi to, ostatecznie lubię dramaty. Moim zdaniem lepiej dostać dobry dramat z elementami fantasy niż chujowy horror pazurami trzymający się przymiotów swojego gatunku.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:6
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:6
63/100
W skali brutalności:0/10
Dodaj komentarz