The Hillside Strangler/ Dusiciel z Hillside (2004)
Kenneth Bianchi po nieudanych próbach dostania się w szeregi policji rodzinnego Rochester za radą matki postanawia poszukać szczęścia w Los Angeles. Zatrzymuje się u swojego kuzyna Angelo i poznaje uroczą, młodą kobietę. Po kolejnej klęsce w dążeniu do kariery policjanta, Kenneth postanawia otworzyć gabinet psychoterapeutyczny i bawić się w psychoanalityka. Jego kuzyn wpada na jeszcze lepszy pomysł: założenia agencji towarzyskiej. Tak Kenneth i Angelo zostają stręczycielami. To właśnie wówczas po raz pierwszy posmakują morderstwa. W duecie zabiją jeszcze dziesięć kobiet, w większości prostytutek tworząc legendę dusicieli z Hilldside.
„Dusiciel z Hilldside” to kolejna fabularyzowana historia amerykańskiego seryjnego mordercy. Tym razem rzecz dotyczy Kennetha Bianchi, który wraz z kuzynem grasował w Los Angeles w końcówce lat ’70.
Jest to dzieło wprawionego w temacie reżysera kilku innych filmów biograficznych przybliżających sylwetki znanych i znienawidzonych.
Sam film jest taki sobie, nie porywa i nie zachwyca. Zabrakło mi tu trochę głębszego wglądu w postaci antagonistów. Nie bardzo wiem skąd u Kennetha wziął się ten zapał do mordowania.
Niejaką podpowiedz stanowi tu postać jego kuzyna, który deklaruje nienawiść do kobiet, także do swojej matki i sympatię do seksualnych nadużyć. Można więc stwierdzić, że gdyby nie Angelo Buono, Bianchi dalej płakał by w mamine ramię, że nie może dostać wymarzonego munduru policjanta.
Rzecz w tym, moim zdaniem, że nic nie dzieje się bez przyczyny i nie można z normalnego człowieka zrobić seryjnego mordercy tylko dlatego, że spotkał na swojej drodze wykolejeńca. W Bianchi’m musiała tkwić ta ciemna strona, pytanie skąd się wzięła? Film nie daje nam choćby sugestii w tym względzie i bardzo mnie to uwiera, stanowi potężną lukę nie tylko w portrecie psychologicznym bohatera, ale także w całej fabule filmu.
Co możemy powiedzieć o słynnym dusicielu na podstawie filmu Chucka Parello?
Od początku był na bakier w prawem. Podszywanie się pod doktora i prowadzenie sesji terapeutycznych nie stanowiło dla niego problemu. Nie przeszkadzał mu udział w pijackich orgiach, ani przemoc wobec kobiety, którą kochał- tak przynajmniej twierdził.
Nazwać go psychopata to nadużycie, bo był bardzo skupiony na emocjach, tyle że wyłącznie swoich. Czuł się zajebiście pokrzywdzony i urągał na niesprawiedliwość losu.
Kiedy kuzyn zaproponował mu wspólne werbowanie dziwek do swojego interesu ten od razu się zgodził. Zero namysłu, zero refleksji. Robił to, na co aktualnie miał ochotę. Jak rozwydrzone dziecko podążał za impulsem mając za wzór człowieka, który pokazywał mu jak fajnie się zabawić.
Co ciekawe, to Bianchi, głównie on mordował. To on dokonał pierwszego zabójstwa w akompaniamencie radosnych okrzyków kuzyna: zabij dziwkę! Obaj panowie sądzili, że mogą ot tak sobie śmigać nocą po mieście, gwałcić i zabijać. Typowe osobowości niedojrzałe – Po raz kolejny mit seryjnego mordercy psychopaty zostaje obalony przez mało atrakcyjną przyziemność.
Gdyby nie fakt, że los dziwek nie koniecznie interesował władze miasta, wpadli by dużo wcześniej. Bianchi i Angelo byli niezorganizowani pod wieloma względami, więc pogłoski o tym, że to właśnie Kenneth Bianchi miałby dopuszczać się zabójstw w Rochester przed wyjazdem do Los Angeles zupełnie mi się nie zgadza. Zorganizowany seryjny jakim był 'Alfabetyczny morderca’ całkowicie nie przystaje do spontanu jaki uprawiał Kenneth.
Z drugiej strony mamy jednak zainteresowanie Bianchi’ego psychologią, technikami i procedurami policyjnymi. Bianchi dużo o tym wie, ale z filmu wynika, że raczej nie potrafi z tego korzystać. Przykładem mogą być sceny w jego pseudogabinecie, gdzie prowadzi konsultacje z pacjentką. Gdyby nie była tak pieprznięta nic by z nią nie ugrał takimi metodami.
Sam film bardzo uwypukla nieścisłości, momentami biegnie dużym skrótem i przez to ciężko o wzbudzenie silnych emocji mimo iż znamy kontekst przedstawionych wydarzeń.
Jedna rzecz, która mocno rzuciła mi się w oczy to sitcom’owy styl gry głównych bohaterów. W przypadku wielu scen zastanawiałam się czy kwestie, które wypowiadają są mówione na serio, czy to kiepski żart. To samo tyczy się ekspresji towarzyszącej gestom i mimice. Dziwnie to wygląda.
Generalnie film jest taki sobie, suche fakty, do których nikt szczególnie się nie przykładał, na pewno nie rozbudzi w nikim fascynacji postacią dusiciela z Hilldside. Może i dobrze:)
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:6
Aktorstwo:5
Oryginalność:5
To coś:4
50/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz