Pułapka – Melanie Raabe
Trzydziestoośmioletnia pisarka, Linda Conrads od dwunastu lat żyje w ciągłej izolacji. Zamknięta we własnym domu, na własne życzenie. Nie przekracza jego murów, nie dopuszcza do siebie ludzi z zewnątrz, za wyjątkiem wydawcy i asystentki. Pewnego dnia wszytko się zmienia. Linda opuszcza swoją skorupę. Zgłasza chęć dania wywiadu, pierwszego od lat, w ramach promocji nowej książki, całkiem innej od tych, które zwykła tworzyć. Linda zastąpiła plony bogatej wyobraźni historią o własnej przeszłości. Przeszłości, która została naznaczona krwią jej młodszej siostry, Anny. Pisarka chce porozmawiać o swoim krwawym thrillerze z jednym tylko człowiekiem, dziennikarzem Victorem Lenzen’em. Dlaczego? Dlatego, że pewnego wieczoru po dwunastu latach pogrążania się w traumie i wątpliwościach rozpoznaje w telewizyjnym korespondencie twarz zabójcy swojej siostry.
„Pułapka” jest bardzo obiecującym literackim debiutem niejakiej Melanie Raabe. Książkę już dziś można odnotować jako sukces. Takie zdanie podzielają czytelnicy, wydawcy szykujący się do opublikowania kolejnego dzieła Raabe, a także filmowcy czyhający na możliwość zekranizowania jej pierwszej powieści.
Ja owego entuzjazmu nie zamierzam studzić, bo książka po za drobnymi mankamentami o podłożu, że tak powiem obyczajowym, bardzo mi się podobała.
Melanie Raabe wpadła na doskonały pomysł napisania książki w książce, albo książki o książce. Podwójna narracja świetnie rozwiązuje problem jak do bieżącej fabuły wprowadzić retrospekcje. Tak więc mamy tu możliwość śledzić bieżącą fabułę, której narratorką jest pisarka Linda równocześnie poznając fragmenty jej powieści „Siostry krwi”, gdzie Linda odtwarza historię zabójstwa swojej siostry, napisanej z myślą o zastawieniu tytułowej pułapki na zupełnie nie fikcyjnego mordercę.
Poznając teraźniejszość Lindy, jej samotnicze życie pełne różnorakich lęków i psychicznych upadków otrzymujemy wgląd w jej charakter. Ten zabieg, powolnego opisywania codziennych rytuałów trochę skojarzył mi się z twórczością Murakamiego. A to bardzo sympatyczne skojarzenie zważywszy na to, że jest to chyba jedyny pisarz, który nie nudzi mnie nawet gdy opisuje cykl niedzielnego prania czy karmienia kota. W przypadku Raabe dzięki temu możemy wczuć się w sytuacje głównej bohaterki, bez udziału bohaterów pobocznych. Postrzegamy świat jedynie jej oczami, nie wiemy co tak naprawdę o całej sprawie sądzą jej bliscy. To świetny grunt pod element zaskoczenia, gdy nasza bohaterka wreszcie konfrontuje się ze światem zewnętrznym.
Jest to konfrontacja nie byle jaka, bo pisarka pod swój dach zaprasza… morderce. Pisząc powieść będącą sfabularyzowaną wersją jej własnych przeżyć związanych z zabójstwem siostry Linda pragnie sprowokować sprawce okrutnego czynu do nieostrożnej reakcji. Aby upewnić się, że jej powieść trafi w jego ręce zaprasza go na wywiad ze sobą.
Czyste szaleństwo, bo jak osoba, która jest tak przerażona światem, tak pozbawiona ochrony zdrowego rozsądku może zdobyć się na taki czyn?
Linda stawia wszytko na jedną kartę. Piszę powieść o autentycznym morderstwie dając jego sprawcy sygnał – tak widziałam cię tego dnia, mimo że umknąłeś, ja cię pamiętam. Zaprasza go do swojego domu pod pozorem wywiadu by utwierdzić go w przekonaniu o jego straconej pozycji. A na koniec planuje wydusić z niego przyznanie się do winy.
Przygotowuje się do całej akcji przez pół roku, ale autorka „Pułapki” nie poświęca na te wydarzenia zbyt wiele stron. Moim zdaniem jest w sam raz. Właściwa akcja rozpoczyna się, gdy Victor ze swoim szelmowskim uśmiechem zjawia się w jej domu na umówiony wywiad. Linda rusza do ataku, ale czy jest wystarczająco silna psychicznie by udźwignąć prawdę? A co jeśli się pomyliła? „Jakie jest prawdopodobieństwo, że rozpoznałam morderce mojej siostry po dwunastu latach na ekranie telewizora?” Dzięki wprowadzeniu, zapoznaniu się z narratorką wiemy, że jej 'olśnienie’ ma cokolwiek liche podstawy.
Autorka „Pułapki” bardzo sprawnie manipuluje czytelnikiem. Pułapek jest tu więcej niż możemy się spodziewać. Co ciekawe wszytko obleczone jest w ramy… banału. Tak moi drodzy, Raabe jawnie drwi z banalnych rozwiązań jakimi rządzi się świat przedstawiony filmów i książek o morderstwach. Seryjni mordercy, sadyści, szaleni świadkowie? A co jeśli wszytko jest bardzo… proste? Wtedy jest właśnie najtrudniejsze:)
Z czystym sumieniem mogę książkę polecić. Bawiłam się przednio. Raabe bardzo ładnie rozrysowała psychologię postaci bez nadęcia i przesady, wykorzystała w zasadzie oczywiste oczywistości, jak dwoistość ludzkiej natury, gloryfikowanie zmarłych, wyrzuty sumienia, tramę, pustkę, rządzę zemsty, wyparcie przeszłości. Gdyby tylko wyciąć nieco romantycznej sraki – z której obecności w tej historii naigrywa się sama jej autorka – byłoby idealnie.
Moja ocena:8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca:
Dodaj komentarz