Sweet Home (2015)
Alicia organizuje swojemu chłopakowi Simonowi romantyczną schadzke w jednym z opuszczonych mieszkań w starej kamienicy. Gdy młodzi rozkoszują się swoim towarzystwem do budynku wpadają nieproszeni gości. Grupa mężczyzn udaje się do jedynego lokatora starego budynku i morduje go prawie na oczach Alicii. Wtedy sprawcy orientują się, że opuszczony dom nie jest taki opuszczony. Teraz muszą pozbyć się świadków swojej działalności.
Jak zapowiada wstęp do „Sweet home”, Hiszpania boryka się obecnie z dużymi problemami ekonomicznymi skutkującymi masowymi eksmisjami. Przedstawione tu statystyki mówią nam, że nie wszystkie wysiedlenia odbywają się zgodnie z literą prawa.
Dzięki tej informacji już wiemy, dlaczego dziadeczek, ostatni lokator starego budynku, musiał zginąć.
Sprawcy są może i zamaskowani, ale doskonale wiemy o co im chodzi, więc nastrój tajemnicy budowany wokół postaci intruzów w przykładnym home invasion w tym przypadku nie istnieje.
Panowie Zbirowie są bardzo bezwzględni, zaś nasza bohaterka bardzo głupia. Kilkakrotnie sama podkłada się potencjalnym oprawcom, sama doprowadza do wielu niebezpiecznych sytuacji narażając życie swoje i swojego ukochanego. Są to na tyle ewidentne gafy, że potrafią skutecznie zniesmaczyć widza. Jeśli chodzi o scenariusz to wiele brakuje tu do pełni szczęścia.
Na wysokim poziomie stoi natomiast realizacja. Zdjęcia, montaż, muzyka. Tu możemy poczuć się mile połechtani, bo za sporą część producenckich aspektów odpowiadają w tym filmie Polacy. Ha!
Właśnie to w dużej mierze zwróciło moja uwagę na ten właśnie obraz, hasło produkcja hiszpańsko – polska. Niestety jak wspomniałam o ile mogę pochwalić chociażby polskiego twórce odpowiadającego za udźwiękowienie doskonale grające na rzecz klimatu, to Hiszpanie odpowiadający za scenariusz nie popisali się zbytnio.
Fabuła zbudowana jest względnie poprawnie jeśli spojrzeć na nią z daleka. Przy bliższym spotkaniu wychodzą jednak te wspomniane gafy, niedoróbki i zbytnie lecenie po łepkach.
Klimat jest fajny, co jest zasługą po pierwsze muzyki, po drugie zdjęć, po trzecie i najważniejsze wyboru lokalizacji: stara kamienica, odrapana, rozległa, pełna długich ciemnych korytarzy i klatka schodowa będącej głównym światkiem rozgrywających się tu dramatów i całkowita izolacja od świata zewnętrznego, za sprawą mroku nocy i niefajnych warunków atmosferycznych zagłuszających to, co dzieje się wewnątrz.
Taki rozrzut między poziomem wykonania, a samą historią jest aż zadziwiający. Tyle wysiłku włożono w to by film wyglądał, a praktycznie zero starań o historię na której się opierał. Aktorstwo też wypada raczej biednie, więc mamy tu już przewagę minusów. Jeśli dołożyć do tego wysokie oczekiwania jakie budzi we mnie hiszpańskie kino grozy, mogę powiedzieć, że ten film się nie udał.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła: 6
Klimat:8
napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:4
Aktorstwo:6
Walory techniczne:8
Oryginalność:4
To coś:5
54/100
W skali brutalności: 2/10
Witaj Ilsa. Jeden błąd, nie „schacke”, a „schadzkę”. Pozdrawiam
Się poprawi;)