Zombie. Pl – Robert Cichowlas & Łukasz Radecki
Karol, młody restaurator i jego współpracownik Janek opijają udany interes nad polskim morzem. Po całonocnej balandze Karol budzi się skacowany w pokoju hotelowym nieświadom tego, że w czasie jego pijackiej drzemki otaczający go świat przestał istnieć. Jest tylko on i tysiące trupów. Co gorsza trupy te zaczynają ożywać jako rządne krwi zombie. Karol szukając schronienia i innych ocalałych trafia do gdańskiego kościoła, gdzie poznaje towarzyszkę swojej dalszej podróży – nie pozbawionej mrożących krew w żyłach przepraw. Wszytko to po to by wrócić do domu i i odzyskać choć namiastkę swojej przeszłości.
Po raz pierwszy z tematem zombie w polskiej literaturze spotkałam się dzięki antologii Zombiefilia, czyli zbiorem opowiadań różnych autorów, w tym Łukasza Radeckiego. Publikacja ta urzekła mnie różnorodnością podejścia do popularnego wątku
Motyw żywych trupów jest jednak obecny w popkulturze już od dawna głównie za sprawą filmów i seriali poruszających ten wątek. Chyba wszyscy kojarzą film Romero „Noc żywych trupów” i wszelkie filmowe wariacje na jego temat, grę „Resident Evil”, czy serial „The Walking Dead”.
Można powiedzieć, że gdzie nie spojrzeć tam czeka nas apokalipsa sprowadzona przez powstających ze zmarłych i żądnych ludzkiego mięsa zombie. Świat grozy oszalał na ich punkcie. Spotykamy najróżniejsze odmiany zombizmu różniące się najczęściej etiologią zjawiska. Największą popularnością cieszy się jednak wirus.
Jeśli sięgnąć pamięcią do początków tego motywu można zauważyć dużą jego ewolucję. Kiedyś zombie były wytworem szamanów voodoo zajmujących się nekromancją. Zombie były bezdusznymi istotami, poruszającymi się powoli i ospale. Ich ulubioną przekąską były ludzkie mózgi.Dzisiejsze zombie nie tylko są zwinniejsze i szybsze, ale też mają mniej wygórowane wymagania żywieniowe – wpieprzają wszystko co się rusza. Nikt nie może sprawować nad nimi kontroli, a jedyną opcją zaradczą jest head shot.
Kiedy dowiedziałam się o planach duetu, który już niejednokrotnie podejmował literacką współpracę, by wydać powieść o apokalipsie zombie rozgrywającej się na naszym podwórku byłam ciekawa jak do tego podejdą.
W duchu liczyłam na coś oryginalnego. A tymczasem dostałam historie zgodną z wymogami mainstreamu. Bardzo typową i bardzo powtarzalną.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorzy nadmiernie korzystali z wytworów amerykańskiego kina zombie movie tworząc swoją opowieść. Poszczególne elementy, jak 'jeżowóz’ czyli opancerzony autobus, którym przemieszcza się główny bohater jest żywcem wyciągnięty z filmu, w tym przypadku trzeciej odsłony filmowej serii „Residen Evil”, zaś wątek Behemotha to odpowiedz na Nemezis pojawiającej się z kolei w drugiej część tejże serii.
Ogólnie cały cykl zdarzeń jest typowy dla tego rodzaju historii. Zawsze obecny jest wątek bohatera, który usiłuje odszukać swoich bliskich. Post apokaliptyczne historie często opierają się na motywie drogi. Tak też jest tu: Karol próbuje wrócić do Poznania gdzie czeka na niego żona i synek.
Kolejny stały punkt programu to grupa społecznych wyrzutków chcących skorzystać na zamieszaniu i wcielić w życie swoje przestępcze plany – Tu również spotkamy takowych osobników.
Trzecie popularny motyw w apokaliptycznych historiach to wątek społeczności, która próbuje odbudować świat na zgliszczach tego co pozostało. Tu często spotkamy fanatycznych przywódców roszczących sobie prawa do władzy absolutnej w kryzysie. Ten wątek mieliśmy chociażby w zombie movie „Doomsday” i jest też obecny w powieści „Zombie pl”. A więc, nic nowego, Panowie i Panie.
Jedyną nowością jest fakt, że akcja rozgrywa się na ziemiach polskich, a o sprawstwo tej tragedii posądzany jest… Putin. Tak to mnie nawet rozbawiło. Z pewnością ktoś taki na tyle przejąłby się naszymi słynnymi okrzykami 'sankcje’ by opracować wirus i z narażeniem, że ten rozprzestrzeni się także na ich ziemie użył go za swoim płotem. Ale okej, ostatecznie ta teoria pojawia się tu tylko jako teoria, więc można ją uznać za rzucona 'pół żartem pół serio’. I wolę myśleć, że tak właśnie było.
Z resztą humorystycznych wstawek tu nie brakuje. Styl jest dobry więc nie ma mu czego zarzucić, widać wprawę szczególnie w natłoku makabrycznych opisów rozszarpanych ciał. Są bardzo plastyczne i bardzo bezwzględne. Fanom zombiarskich historii na pewno się spodobają.
Problem w tym, że ja fanką takowych nie jestem. Okrzyczany serial „The walking dead” porzuciłam po pięciu odcinkach, a kolejne odsłony pomysłów na apokalipsę zombie śledzę jedynie z obowiązku – może ktoś zrobi coś oryginalnego, albo daj boże zwróci się do korzeni motywu i zombie znowu będą takie jak w ’68?
Niestety zombie są coraz szybsze, a ofiary spotkań z nimi wciąż spotykają te same perypetie. Mnie to nudzi, ale wiem, że są tacy, którzy szaleją z zachwytu nad tymi stworami i nie przeszkadza im powtarzalność, bo jest już na stałe wpisana ten motyw. Lubią to i to rozumiem, niestety „Zombie Pl.” nie sprawiło, że dołączyłam do fanów tego typu historii. Nie nastąpił przełom, na który tak liczyłam.
Moja ocena:5/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Zysk i s-ka
Dodaj komentarz