The Spiral Staircase/ Kręte schody (1945)
W wyniku doznanego w dzieciństwie szoku, młodziutka Helen przestała mówić. Teraz pracuje jako opiekunka schorowanej starszej Pani o wyjątkowo trudnym charakterze. Helen jednak dogaduje się z nią świetnie – pewnie dlatego, że nie mówi. Mieszka wraz z nią, jej córką i zięciem.
Od jakiegoś czasu w miasteczku giną kobiety, a Helen wydaje się, że może stać się kolejna ofiarą. Z pomocą przychodzi jej adorator, miejscowy lekarz, ale zdemaskowanie obłąkanego sprawcy nie jest takie proste.
Bardzo chciałam obejrzeć te film. Szukałam go od dłuższego czasu, ale jak to bywa z produkcjami z przed wielu lat, namierzenie go nie było wcale proste. W końcu, nie małym kosztem, udało się. Czy było warto? z pewnością. Dla kogoś kto darzy filmy noir tak obłędną i bezkrytyczną miłością jak ja jest to nie lada gratka.
Film Siodmaka powstał w oparciu o powieść Ethel White, której inne dzieło swego czasu zekranizował sam Hitchcock („Starsza Pani znika„).
Siodmak wziął na warsztat „Some must watch”, która doczekała się readaptacji w latach ’70, a także przymierzano się do nakręcenia na jego bazie serialu.
„Kręte schody” to dość klasyczny kryminał, dość, aczkolwiek nie do końca. Policyjni detektywi odgrywają tu bardzo niewielką rolę, nikt tu praktycznie nie tropi zabójcy a działania skupiają się raczej na uniknięciu spotkania z nim.Klasyczny film noir to też nie jest, bo gdzie podziała się femme fatale? Zamiast takiej gwiazdy z papierosem mamy nieme jagniątko w głównej roli żeńskiej.
Morderca zbija młode kobiety, które z jakieś przyczyny, którą poznany w finale, wybrał jako niegodne by żyć. Tu muszę przyznać motywacja mordercy wygląda dość ciekawie. Można doszukać się tu związku między pochodzeniem reżysera, a taką właśnie kreacją antybohatera.Jeśli więc chodzi o samą zagadkę, wszyto jest na swoim miejscu. Jednak bardziej godnych pochwały zalet dopatruję się gdzie indziej.
Po pierwsze jest to obraz czarno biały, czyli taki jak lubię. Po drugie używa wszystkich miłych moim sercu zgrań, jak samotne przechadzki po domu gdzie z nagła gasną światła, mrok nocy i szalejąca na dworze burza, przerażona omdlewająca niewiasta i ostre zbliżenia na ciemne kałuż oczu zabójcy, który obserwuje z ukrycia swoją przyszłą ofiarę.
Z uwagi na rodowód reżysera w filmie bardzo żywe jest echo niemego kina ekspresjonistycznego. W pierwszych scenach widzimy jak Helen ogląda niemy obraz z 1914 roku („The Kiss”) i z zachwytem podziwia aktorów, którzy mimo iż pozbawieni głosu wyrażają swoje emocje. Helen jest taka jak oni. Jej twarz ukazuje wszytko, jednak cóż z tego jak w konfrontacji z mordercą nie może nawet krzyknąć o ratunek?
Oczywiście nawiązania do kina niemego są też żywe w filmowych zdjęciach. Bardzo duży nacisk kładziony jest na operowanie światłem, by dzięki temu prostemu zabiegowi uzyskać kontrasty, ukryć to co powinno być ukryte i lepiej uwidocznić to co ma być pokazane.
Jak dotąd „Kręte schody” są dopiero drugim filmem tego twórcy jaki miałam okazję obejrzeć.Wcześniej widziałam nakręcone rok później „Mroczne zwierciadło”. Oczywiście ogromnie liczę, że nie będzie on ostatnim.
Moja ocena:
Straszność:4
Klimat:9
Fabuła:8
Napięcie:6
Zaskoczenie:6
Zabawa:8
Walory techniczne:9
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:8
73/100
W skali brutalności:0/10
Dodaj komentarz