Nattevagten/ Nocny strażnik (1994)
Młody student prawa, Martin podejmuje pracę w charakterze nocnego stróża w kostnicy. Już podczas pierwszej zmiany zostaje uraczony makabryczną opowiastką o nekrofilu, którą snuje odchodzący z pracy poprzedni stróż.
Martin nie jest zachwycony posadą. Sala, gdzie przechowywane są zwłoki przyprawia go o dreszcze, a niewybredny żart kolegi z roku przysparza kłopotów.
W pracy poznaje policyjnego detektywa, który pracuje nad sprawą morderstw na prostytutkach. Wszytko wskazuje na to, że lubiący się zabawić z trupami oprawca wrócił do swojej ofiary by jeszcze raz oddać się 'porywowi namiętności’. Wszytko to pod nosem młodego strażnika. Pech chce, że z braku lepszych podejrzanych to na Martinie skupia się uwaga detektywa.
Oglądając duński thriller „Nocny strażnik” miałam wrażenie deja vu i jak się okazuje słusznie, bo wcześniej przyszło mi obcować z jego amerykańskim remake nakręconym w trzy lata później. Tam w główną rolę wcielił się młody Evan McGregor, którego, owszem lubię, ale odtwórca tej roli w oryginale przypadł mi do gustu znacznie bardziej. W Martinie rozpoznałam, z trudem bo z trudem, najsłynniejszego obecnie 'ojca-wujka’ popkultury. Zanim Nicolaj został jednorękim królobójcą był ślicznym jasnowłosym chłopaczkiem pracującym w kostnicy. Fajnie na niego popatrzeć w tym filmie, bardzo zacny dup ;D
Pewnie już wspominałam przy okazji wpisu o „Kronice opętania„, że Ole Bordenal po sensie z jego „Księgą Diny” jawi mi się jako reżyserskie objawienie i mimo iż obecnie mój entuzjazm nieco przygasł, to jego starsze filmy są zdecydowanie godne uwagi. Między innymi „Nocny strażnik”. Ba, jeśli Amerykanie rzucili się na te pomysł by wysmarować swój remake to znaczy, że coś jest na rzeczy, czyż nie?
Z duńskim kinem obcuję z rzadka, ale jak dotąd bardzo owocnie.
W „Nocnym strażniku” urzekł mnie nie tyle sam pomysł na zagadkę kryminalną związaną z mordercą nekrofilem ile sposób jej przedstawienia. Nie brakuje tu napięcia, ukłon wobec „Psychozy” Hitchcocka jest bardzo wyczuwalny w wielu scenach, szczególnie za sprawą muzyki, ale także sposobu budowania nastroju klatka po klatce. Z żalem obserwowałam jak morderca konsekwentnie, ale nie bez pomyłek rzuca podejrzenia na bidnego studenta. Nie brakuje tu też humoru, czarnego jak na okoliczności przystało. Takie połączenie gwarantuje szeroki wachlarz emocji w czasie seansu.
Klimat scenerii w jakiej rozgrywają się wydarzenia też robi swoje. Bohaterzy są sympatyczni, przynajmniej ci którzy sympatię budzić powinni, antybohater jest stosownie odpychający. Mamy więc bardzo ciekawy thriller, który powinien spodobać się większości z Was.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:8
Klimat:7
Napięcie:8
Zabawa:8
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:8
70/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz