The Messengers/ Posłańcy (2007) &
Messengers 2: The Scarecrow (2009)
Dwa filmy z pod jednego szyldu. Różni reżyserzy i scenarzyści, jak to często bywa w przypadku kontynuacji, różne historie z tym samym wątkiem przewodnim. Punktem wspólnym w „Posłańcach” i „Posłańcach 2” jest podupadająca farma, problemy finansowe i zjawiska nadprzyrodzone.
Pierwszy z filmów, dzieło dwóch reżyserów i można w sumie powiedzieć, dwóch scenarzystów, gdyż pierwotnie pierwsza część posłańców miała być oparta na pomyśle, który wykorzystano w drugiej części. Moim zdaniem twórcy jedynki powinni pluć sobie w brodę, bo fabuła proponowana im przez scenarzystę drugiej części była ciekawsza, ale do tego dojdziemy.
Pierwszy z filmów zaczyna się w chwili, gdy rodzina nastoletniej Jess – mama, tata i młodszy brat- przeprowadzają się z Chicago na kompletna prowincję. Resztki pieniędzy jakie im pozostały ładują w kupno zrujnowanej farmy. Ważnym punktem w programie są niesnaski pomiędzy nastolatką, a rodzicami. To jej przewina była przyczyną upadku ekonomicznego rodziny o czym często jej przypominają.
Gdy rodzina wprowadza się do nowego domu starzy całkowicie skupiają się na uprawie słoneczników. Tymczasem nastolatka zaczyna odbierać wiadomości od gości z zaświatów. Ataki nadprzyrodzonych istot stają się coraz bardziej inwazyjne, ale nikt nie słucha niegrzecznej Jess.
Wszystko zgodnie z klasycznym wzorcem. Wszytko płaskie i przewidywalne i tylko zwrot akcji w finale może kogoś zaskoczyć. Niestety nie jest to wystarczająca rekompensata za cała godzinę nudy, słabych efektów i drętwego aktorstwa czołowej bohaterki.
Dwa lata później inny reżyser nakręcił „Posłańców 2” i wykorzystał scenariusz, który pierwotnie miał stanowić fabularną podstawę pierwszego filmu.
Nie mamy tu przeprowadzki, ale kłopoty finansowe odgrywają taka samą, albo jeszcze większą rolę. Ponownie widzimy tu czteroosobową rodzinę farmerów tym razem uprawiających kukurydzę. Ojciec rodziny tonie w długach, a matka szuka wsparcia w ramionach dawnego adoratora.
Pewnego dnia John wraz z synkiem znajduje w szopie starego stracha na wróble. Jego mały synek jest przerażony kukłą i wymusza na ojcu obietnicę, że ten nigdy nie postawi go na polu. Niestety złośliwe ptactwo wyżera plony, a John za namową sąsiada postanawia skorzystać ze strach na wróble. Od tamtej pory los zaczyna się do niego uśmiechać. Wszyscy, którzy byli wrogo nastawieni wobec bohatera zaczynają ginąć, a on sam znajduje na polu wartościowe przedmioty. Jak się okazuje, nie ma nic za darmo.
Druga część „Posłańców” jest znacznie bardziej złożona pod względem fabuły. Pojawia się więcej wątków, a same zjawiska paranormalne nie mają kształtu złowrogich niewyjaśnionych emanacji, lecz są celowe i uzasadnione.
Jak nie trudno zgadnąć sprawa ma związek z tytułowym strachem na wróble. Aktorstwo też jest lepsze, a może po prostu postaci ciekawsze, w każdym bądź razie ogląda się to ciekawie. Nie mamy tu wysypu tanich efektów, ani eskalacji w postaci walki wręcz z demonicznym antybohaterem, co zawsze budzi we mnie niesmak. Jest lepiej, niż w przypadku części pierwszej, co jest dość zaskakujące, bo kontynuacje zazwyczaj są słabsze. Ne mniej jednak moje odczucia względem obydwu filmów są dalekie od zachwytu.
Moja ocena:
Posłańcy: 5/10
Posłańcy:6+/10
Dodaj komentarz