AfterDeath (2015)
Pięcioro młodych ludzi trafia do domku nad morzem. Zanim tam dotarli każde z nich zbudziło się kompletnie przemoczone na plaży, gdzie ze zdziwieniem odkryli, że … nie mają pulsu.
Jeśli umarli to gdzie teraz są?
Oto kolejny film z serii uwięzieni w zaświatach, gdzie widz ma przyjemność kibicować martwym bohaterom.
W takich scenariuszach fakt, że mamy do czynienia z ludźmi bez pulsu zazwyczaj zachowywane jest w tajemnicy, by finale zrobić 'tadam’ i zaskoczyć widza zmyślnością takiego założenia. Fakt faktem powstało już stanowczo za dużo filmów opartych na tym motywie, przez co dochodzi do tego, że gdy scenarzysta nie ma pomysłu, jak spointować usianą absurdami fabułę swojej historii, uśmierca protagonistów dając nam do zrozumienia, że przecież w zaświatach wszytko jest możliwe – a przynajmniej nikt nie może potwierdzić, że nie;) Tu najlepszym przykładem takiego chwytu był „Zapach śmierci” puszczony gdzieś w drugiej fali wysypu produkcji z martwymi bohaterami.
Twórcy „AfterDeath” najwyraźniej przewidzieli, że owo zaskakujące zakończenie obecnie jest już zagraniem standardowym, toteż w czasie trwania seansu skupili uwagę widza na czym innym. Na czym? Ano na tym by bezpiecznie przetransportować naszych umarlaków do nieba.
W związku z powyższym zagadnieniem głównym tematem rozważań w filmie będzie kwestia grzechu, tego co można mieć na sumieniu by mimo to dostąpić bram raju.
Tu powstaje przestrzeń, w której możemy bliżej poznać protagonistów. Mamy tu tylko jednego faceta, więc zacznę do niego. Seb ma sporo na sumieniu. Chłopak lubi sobie popić i pobzykać, i nie przeszkadza mu, że partnerka jest nieprzytomna. Dalej mamy Pati, której głównym grzechem jest zazdrość, czego tak zazdrości innym, nie powiem, bo to jedna z niewielu niespodzianek w tym filmie. Mamy jeszcze głupiutką acz waleczną Livy, której przewiną jest głównie puszczalstwo, oraz Onie, która grzeszy myślami samobójczymi. Na koniec mamy główną bohaterkę, Robin, która… nie koniecznie ma ochotę dzielić się swoimi winami, a ma za co pokutować.
Jak sami pewnie wywnioskowaliście fabularnie film ten jest mierny. Raz, że wtórny, dwa, że nudny, trzy, że niedopracowany – jeśli już jakiś wątek zaczyna być interesujący, to szybko zostaje porzucany.
Film ma jednak zaletę – podobały mi się efekty. No, dobra nie wszystkie, czarna, demoniczna postać gwałcąca Seb’a to nie szczyt mojego zachwytu, ale za bardzo udane uważam tło wydarzeń i nie chodzi mi o domek, w którym rozgrywa się większość wydarzeń, lecz o to co widzimy na zewnątrz. A są to bezludne połacie ziemi, zatopione w granatowym półmroku, czarne wody morza i upiorne światło latarni, gdzieś w oddali. Gdy nasi bohaterowie wychodzą na zewnątrz wreszcie można odczuć coś na kształt klimatu grozy, niestety ten wątek szybko zostaje porzucony…
Nie bardzo przypadł mi ten film. Głównie ze względu na mało ciekawy pomysł wyjściowy – na mój gust trochę za dużo religijnego biadolenia za mało prawdziwego strachu. Mamy tu zaledwie kilka interesujących elementów, ale jak wspomniałam twórcy nie poświęcają im zbytniej uwagi. Mamy kilka wstawek nieco komediowych, jak wątek wódki, którą nasi bohaterowie chlają hektolitrami, i mimo tych starań nie są w stanie się urżnąć – no, to chyba faktycznie musi być piekło.
Całość w nizinach średniej, nawet jak na debiutantów w pełnym metrażu.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:6
Klimat:7
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:6
Aktorstwo:6
Oryginalność:4
To coś:4
50/100
W skali brutalności:0/10
To nie jest odpowiedź na Twoją recenzję tylko podziękowanie za całokształt , który od dłuższego czasu śledzę .
Baardzo przydatne recenzje , ciekawe opisy i często fajny pieprzny i bezprecedensowy język .
Tak trzymaj !
Pozdrawiam . Hejka .
Na pewno tu wrócę .