Leviathan/ Lewiatan (1989)
Pracownicy spółki zajmującej się wydobyciem metali z dna oceanu tuż przed końcem kontraktu natrafiają na zatopioną rosyjską łódź podwodną o nazwie Lewiatan. Dokładanie sprawdzają jej wnętrze i o za kilkoma nieciekawie wyglądającymi zwłokami znajdują dziennik pokładowy i ruską wódkę. Dwoje osób z załogi raczy się trunkiem co następnego dnia skutkuje niemiłymi objawami i nie mam tu na myśli kaca.
Jedna osoba umiera w męczarniach zmieniając się w coś co niczym nie przypomina człowieka. Obserwując ten proces inna amatorka ruskiej wódki postanawia skrócić soje cierpienie i popełnia samobójstwo. Załoga amerykańskiej łodzi podwodnej próbuje zorganizować ratunek, na próżno. Pozostaje czekać aż wszyscy zapadną na rosyjską chorobę i zmienią się w pełzającego stwora.
„Lewiatan” to jeden z zapomnianych horrorów sc-fi z lat ’80. Zapomnianych mimo świetnej oprawy muzycznej, doskonałej realizacji, klimatu i aktorstwu. Zapomniany bo zginął w tłumie podobnych jemu filmów.
Cosmatos pełnymi garściami czerpał z innych produkcji tamtych czasów poruszający tematykę nieznanych pasożytów odnalezionych na odludziu i zmieniający pechowych znalazców w krwawą miazgę.
Nawiązania do „Coś” Carpentera, czy „Obcego” Scotta aż nazbyt rzucają się w oczy i nie jest to kwestia głębszej interpretacji wydarzeń lecz jednorazowego rzutu oka na fabułę – są niemal identyczne.
Zamiast kosmosu, czy Arktyki, mamy dno oceanu. Równie niedostępne miejsce dla ludzi, równie niezbadane. Mamy załogę stanowiącą przekrój osobowości i charakterów pozwalający przewidzieć kolejność zgonów i wytypować potencjalnego ocalonego. Mamy też antagonistę, nieznany organizm, który zostaje sprowadzony do tymczasowej siedziby bohaterów, gdzie w krótkim czasie sieje spustoszenie. Jest też jakaś 'firma’, która nie liczy się z losem swoich podwładnych jedynie ze swoim własnym interesem. Pozostawieni sami sobie protagoniści muszą walczyć z czymś, czego nie znają i czego na dobra sprawę zabić się nie da…
„Lewiatan” to popis techniki, plastycznych, kiczowatych efektów jakie spotkać można jedynie w kinie sc-fi tamtych lat. Potwór z głębin przypomina kosmitę z filmu Carpentera. Działa w podobny sposób, zmieniając DNA zarażonego i czyniąc go nosicielem dla bezkształtnej formy.
Nie zabraknie tu krwawych scen i doskonale zrealizowanych ujęć walki z przeciwnikiem. Jest napięcie, jest klaustrofobiczny klimat. Wedle mojej oceny, to kawał dobrego kina, tyle tylko, że prezentującego wtórne motywy i rozwiązania.
Moja ocena:
Straszność:5
Klimat:9
Napięcie:8
Fabuła:6
Zabawa:8
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
To coś:8
Oryginalność:4
67/100
W skali brutalności:2/10
smiech607 napisał
To musi być fajny film. W weekend obejrzę.