The Exorcism of Molly Hartley (2015)
Dwudziestoczteroletnia Molly hucznie świętuje swoje urodziny i awans w pracy. Uderza w trójkąt ze swoimi współpracownikami, a później… zabija ich.
Zdezorientowana Molly za swój wyczyn trafia do zakładu karnego dla osób, które popełniły zbrodnie w stanie psychicznego zachwiania. Jej objawy są jednak czymś innych niż chorobą psychiczną.
Jej terapeutka postanawia poprosić o pomoc egzorcystę. Tak się szczęśliwie złożyło, że jeden z nich akurat odsiaduje wyrok w tej samej placówce…
Nazwisko głównej bohaterki już pojawiło się w świecie horroru w kontekście religijnym. Nie miałam jednak okazji obejrzeć „Opętania Molly Hartley”, a to co zobaczyłam w „Egzorcyzmach Molly Hartley” raczej nie zachęca mnie do zgłębienia tematu zakładając, że te filmy mają coś ze sobą wspólnego.
W mojej ocenie jest to jeden z najsłabszych filmów o demonicznej tematyce opartym na schemacie rytuału egzorcyzmów jaki miałam okazję obejrzeć. Nie potrafię w nim odnaleźć nic co by mi się podobało. No, może włosy głównej bohaterki.
W nawet najmarniejszym tworze z wątkiem opętania, a jest ich jak wiecie gro, jestem w stanie znaleźć coś co mogę pochwalić. Nawet jeśli jest to jedna scena. Nie bywam bezlitosna, ale teraz chyba będę musiała.
Początek filmu to sceny z udziałem osadzonego egzorcysty. Młody i oczywiście przystojny ksiądz odprawia rytuał wraz z innym klechą, który kończy się śmiercią jego towarzysza i opętanej. Za ten czyn tafia za kraty.
W zakładzie psychiatrycznym krzyżują się drogi młodego księdza i młodej opętanej.
Jeśli idzie o sam obraz opętana to nie ma tu nic ciekawego. Zaczyna się od głosów w głowie i zaników pamięci. Kończy się drastycznym pogorszeniem wyglądu, lewitacją i zapowiedzią apokalipsy.
Spoczywająca na łóżku Molly wygląda jak Regan w „Egzorcyście”. Charakteryzacja jest praktycznie identyczna. Demon ma oczywiście na imię Legion i lubi dużo gadać. Ale wcale nie w obcych językach. Pyskuje księżulowi jak małolat z czarnej dzielnicy, w moim przypadku powodując raczej rozbawienie niż lęk.
Egzorcyzmy oczywiście dochodzą do skutku, ale na tym nie koniec, bo twórcy postanowili uatrakcyjnić film o fabularny twist. Łatwy do przewidzenia w dodatku narażający ich na śmieszność zarówno pomysłem jak i wykonaniem.
Nastrój grozy budowany jest na bazie sekwencji scen wyładowanych po sufit efektami komputerowymi. Tu znowu nic ciekawego, bo jak wspomniałam Molly została odbita na ksero od Regan, a jej poczynania czyli rzucanie się na łóżku lewitacja, rzyganie owadami też są chwytami standardowymi.
Może jeśli ktoś nigdy nie widział żadnego filmu o egzorcyzmach i opętaniu ten obraz przypadnie mu do gustu, może wywoła nawet szok i strach. Osobiście nie wiem jak sobie tłumaczyć pochlebne opinie na jego temat krążące w sieci.
Moja ocena:
Straszność:2
klimat:4
Napięcie:4
Fabuła:4
Zaskoczenie:4
Zabawa:5
Aktorstwo:6
Walory techniczne:5
Oryginalność:3
To coś:4
41/100
W skali brutalności:1/10
Jamam dokładnie odwrotnie, z filmów serii „possesion/exorcism of…” których zasadniczo nie trawie, ten wydaje mi się świecić jasną gwiazdą. Nie żeby d… urywał, ale ogladało się dobrze. Może daltego, że jako jeden z nielicznych był jako tako logiczny.