Crimson Peak/ Wzgórze krwi (2015)
Edith, młodziutka córka Nowojorskiego przedsiębiorcy marzy o zostaniu pisarką pokroju Mary Shelley. Na własnej skórze doświadczyła tego co nazywamy zjawiskami paranormalnymi toteż jej wrażliwa dusza chce podzielić się owymi wrażeniami z czytelnikami. Wrażliwa dusza jest też sprawcą nagłego wybuchu namiętności w kierunku zubożałego szlachcica który przybywa z Anglii by przekonać jej ojca do wspólnych interesów.
Gdy ojciec umiera dziewczę wpada w ramiona ukochanego Thomasa i wybywa wraz z nim do miejsca noszącego wdzięczną nazwę Wzgórze krwi. Znajdująca się pod zrujnowaną acz nadal dostojną posiadłością Thomasa i jego siostry kopalnia gliny sprawia iż ziemia barwi się tam na kolor krwistej czerwieni. Kiedy Edith poznaje bliżej swojego męża i jego historię odkrywa, że nazwa Wzgórze Krwi pasuje do tego miejsca także z kilku innych powodów…
„Crimson Peak” to nowy horror w reżyserii Guillermo del Toro. Pracowity Hiszpan ostatnimi czasy skupiał się na produkcji popularnego, przynajmniej w Stanach, serialu o wampirach, „Wirus”, jednak jak widać nie zamierza rezygnować z dużego ekranu. W najbliższych latach możemy się spodziewać z jego strony jeszcze przynajmniej dwóch ciekawych projektów, na którymi także pracuje i kolejnego serialu.
Oglądając „Wzgórze krwi” nie zdawałam sobie sprawy z tego, kto jest jego twórcą. Jak to ja;) Jednak rozpoznałam Guillermo po jednej scenie z duchem, w którym widzimy jak z rany na czole umarlaka sączy się krew, w bardzo charakterystyczny sposób, przypominając raczej unoszącą się w niebo smugę czerwonego dymu. Pomyślałam, że albo ktoś bezczelnie rżnie z „Kręgosłupa diabła„, albo to nowy film del Toro.
„Wzgórze krwi” spodobało mi się praktycznie od pierwszych scen. Uwielbiam horrory kostiumowe, rozgrywające się na przełomie XIX i XX wieku.
Del Toro czaruje widza wizualnie. Jego film przypomina przedstawienie iluzjonisty. Świetnie oddaje klimat czasów Poego, Dickensa, Lovecrafta.
Początkowo akcja rozgrywa się w Nowym Yorku gdzie poznajemy Edith Cushing. Nazwisko skojarzyło mi się jednym z czołowych aktorów Hamera, ale pewnie użyto go przypadkowo.
Młode dziewczę wyznaje widzom, że w dzieciństwie odwiedził ją duch matki przestrzegając przed tytułowym „Wzgórzem krwi”. Jednak zapomina o tym i poznając Thomasa, zakochując się w nim i przeprowadzając się do mglistej Anglii nie zdaje sobie sprawy z tego, że jej życie jest zagrożone. Przedstawiona tu historia nosi znamiona klasycznego gotyckiego romansu, gdzie bladolica dama oddając się w objęcia miłości trafia wprost do mrocznej krypty, gdzie duchy poprzednich lokatorek próbują objawić jej straszliwą prawdę o jej położeniu.
W roli bladolicej damy doskonale sprawdziła się Mia Wasikowska słynąca ze swojej wiktoriańskiej urody. Lubię na nią patrzeć. Jej podejrzany ukochany to również znany z ról w filmach kostiumowych i kinie grozy Tom Hiddleston, ostatnio widziany w towarzystwie jasnowłosej wampirzycy w filmie „Tylko kochankowie przeżyją„.
W domu na krwawym wzgórzu po za małżonkami, duchami i widmami, mieszka także siostra Thomasa i jej rola w całej intrydze może mile zaskoczyć widza.
Fabula jednak nie jest tym czym ten film powinien najbardziej się chwalić. Wg. mnie w pewnym momencie scenariusz traci impet i zaczyna kręcić się w kółko i po prostu męczyć. Gama uczuć odgrywana przez aktorów jest mocno ograniczona i naznaczona dużą dozą egzaltacji.
Dla mnie najlepsza była jednak oprawa. Iluzja operatorska, doskonałe efekty i rewelacyjna scenografia. Na domostwo na krwawym wzgórzu wręcz nie mogłam się napatrzeć. Każdy kąt tego domu był majstersztykiem, a ziejąca dziura w suficie, przez którą wpadał śnieg z miejsca skojarzyła mi się w domem szalonej Nory Dinsmoor w „Wielkich nadziejach” ’98.
Gra świateł, cieni, nasycona kolorystyka. To wszytko robi kolosalne wrażenie. To jest film do oglądania w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jego horrorowe walory opierają się na gotyckim klimacie, nie jest film nastawiony na przerażanie w taki sposób w jaki robią to mainstreamowe horrory.
Moja ocena:
Straszność:3
Klimat:9
Napięcie:5
Fabuła:7
Zaskoczenie:5
Zabawa:6
Walory techniczne:10
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:7
67/100
W skali brutalności: 1/10
Fabularnie bez szału i przewidywalnie do bólu, ale za stronę wizualną, czy audiowizualną Del Toro jak zwykle należy się celująca ocena. 🙂