Arachnophobia/Arachnofobia (1990)
Lekarz Ross Jennings przeprowadza się do małego miasteczka by tam prowadzić praktykę z dala od miejskiego zgiełku. Niestety spokojne miasteczko przestaje być bezpieczne z chwilą, gdy w wyniku nieszczęśliwego splotu zdarzeń na jego terenie zagnieżdża się jadowity pająk pochodzący z Wenezueli. Kolejne ofiary jadowitych ukąszeń padają trupem, a lekarz i inni mieszkańcy muszą stawić czoła szerzącemu się zagrożeniu.
Nie boję się pająków i nigdy się ich nie bałam, ale wyobrażam sobie, co może czuć osoba cierpiąca na arachnofobię. Dla widzów z ta przypadłością seans z filmem Franka Marshalla mimo iż cechuje go duża dawka humoru może być autentycznie straszliwym przeżyciem.
Na arachnofobię cierpi główny bohater filmu. Pech chce, że to właśnie w jego najbliższym otoczeniu rozegra się tragedia z pająkami w roli głównej. „Arachnofobia” to jeden z tych filmów, które pokazują, że odczuwanie panicznego lęku nie zawsze jet bezzasadne. W przypadku pająków z tej produkcji lęk jest jak najbardziej uzasadniony bowiem mamy tu do czynienia z gatunkiem, który zabija na miejscu przy użyciu choćby najmniejszej ilości jadu.
Arachnofobicy będą mieli okazję ujrzeć tu taj całe chmary znienawidzonych stworzeń. Z uwagi na duży budżet jaki poświęcono na realizację projektu efekty specjalne mimo iż jest to film z początku lat ’90 prezentują się nader dobrze. Fabuła jest bardzo prosta. Jej początek łudząco przypominał mi ekranizacje „Smętarza zwierzat” Stephena Kinga, ale rozwój akcji biegnie już w zupełnie innym kierunku.
Gdy doktor Jennings wraz z rodziną przeprowadza się do Cambrii w tym samym czasie do miejscowego zakładu pogrzebowego zostają dostarczone zwłoki młodego archeologa, który zmarł w tajemniczych okolicznościach w czasie wyjazdu do Wenezueli. Okazuje się, że wraz z ciałem do Stanów dotarł pasażer na gapę. Pająk nieznanego dotąd gatunku, który jest wyjątkowo zabójczy dla ludzi i innych zwierząt. Pomijając już jego imponujące rozmiary, jest czarny, włochaty i ma ogromne kły.
Co gorsza pająk rozmnaża się. Jego ofiarami padają mieszkańcy miasteczka zupełnie nieświadomi zagrożenia. Finalnie to właśnie cierpiący na arachnofobię lekarz będzie zmuszony stoczyć bój z pająkami.
Nie jestem wielką miłośniczką animal attak, ale „Arachnofobia” przypadła mi do gustu. Może nie jako horror, lecz jako film ogólnie, bo jakoś nie byłam w stanie się wystraszyć a ukucie niepokoju w czasie seansu zdarzyło mi się tylko raz, gdy jeden z pająków szykował się do ataku na kota – szczęśliwie uśmiercił jednak jedynie jego właścicielkę to też odetchnęłam z ulgą.
Film ma silne zabarwienie komediowe, trochę bardziej przypominał mi kino z rodzaju seansów familijno – przygodowych niż horror, choć pewnikiem jest, że ogromna grupa odbiorców, właśnie tych cierpiący na lęk przed pająkami, uzna film za przerażający. Ja na ten przykład za takowy uznaję „Anakondy” choć zdaje sobie sprawę z tego jak marny w ocenie większości widzów jest to film to dla mnie jest straszniejszy niż najstraszniejszy horror z hektolitrami krwi, czy całym stadem martwych, azjatyckich dzieci, bo mamy tam węża. „Arachnofobię” natomiast oglądało mi się bardzo przyjemnie, doceniłam starania włożone w realizację całego pomysłu, jego lekko żartobliwy wydźwięk i klasyczne podejście do tematu animal attack.
Dziś „Arachnofobię” można już zaliczyć do grona klasyków.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:3
Aktorstwo:8
Walory techniczne:8
Oryginalność:6
To coś:7
62/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz