Bhoot Returns (2012)
Rodzina Taruna, jego żona i dwoje dzieci przeprowadzają się do nowego domu. Poprzedni lokatorzy wyparowali, zniknęli w niewyjaśnionych okoliczność. Już od pierwszych dni po przeprowadzce córka Taruna i Namraty zaczyna wspominać o wyimaginowanej przyjaciółce o imieniu Shabbu. Nikt nie wierzy, że Shabbu może istnieć, a tym bardziej, że może stanowić zagrożenie dla całej rodziny.
Długo omijałam ten film. Omijałam go z tej prostej przyczyny, że nie miałam jeszcze okazji obejrzeć dobrego horroru made in India. Próbowałam, kilkakrotnie dawałam szansę równym produkcjom z tamtych rejonów, ale jak do tej pory każdy okazywał się ogromnym rozczarowaniem. Bollywood chyba po prostu nie czuje klimatu grozy.
„Bhoot Returns” nie zmienił tego poglądu, choć chciałabym by było inaczej. Liczyłam na to ponieważ reżyser horroru kilka lat wcześniej oczarował mnie swoim filmem „Nishabd”. To jedyny film z tamtych rejonów, którzy mi się podobał. Niestety serwując horror pokazał, jak bardzo nie radzi sobie z estetyką grozy.
Po pierwsze mamy tu bardzo wtórną historię. Rodzina przeprowadza się do okazałego domu, gdzie najmłodsze z dzieci zaprzyjaźnia się z duchem. Każda próba pozbycia się Shabbu z wyobraźni, jak sadzą rodzice , dziecka kończy się zamachem na domowników.
Ile było już takich filmów?Praktycznie większość współczesnych ghost story bazuje na tych samych motywach. Jak już mówiłam, jestem w stanie wybaczyć mało oryginalny pomysł, jeśli przekona mnie realizacja.
Sposób w jaki prezentuje się „Bhoot Returns” nie przekona nikogo. Jedyną grupą docelowa jaka przychodzi mi w tym momencie go głowy są miłośnicy amatorszczyzny na każdej możliwej płaszczyźnie w programach typu „Trudne sprawy”.
Aktorstwo jest poniżej wszelkiej krytyki. Nie mamy tu wielu bohaterów, bo pewnie trudno było znaleźć w agencji większą ilość tak wyjątkowo nieuzdolnionych ludzi.
Myślę, że nikt nigdy nie rozpisał im dialogów i lecieli na żywioł, bo tylko taka sytuacja wyjaśniałaby sypanie tak niedorzecznymi tekstami… Dziecko mówi matce, że ma 'nową przyjaciółkę’, matka wpada w furie i odpowiada sześciolatce, że ją zabije. O co chodzi? To ledwie początek filmu, Shabbu jeszcze nie zdążyła zrobić nic, co mogłoby wywołać u matki groźbę pozbawienia życia kierowaną do własnego dziecka.
Jeśli jesteśmy przy dziecku, to warto się tu na moment zatrzymać. Mała odtwórczyni roli Nimmi jest na serio dobra. Nie gra zbyt świadomie, ale kwestie wkładane w usta sześciolatki są dużo bardziej przemyślane niż to co wygadują dorośli z jej otoczenia. Młodej nie uda się jednak uratować tego filmu, ale można ją potraktować jako światełko w tunelu. Finałowa scena też poświęcona jest jej i dzięki temu istnieje szansa, że w tej ostatniej minucie ktoś uśmiechnie się do tego pomysłu.
Prowadzenie kamery w „Bhoot Returns” jest co najmniej dziwne. Niby wygląda to jak film kręcony z ręki, ale żaden z bohaterów nie wciela się tu w rolę kamerzysty. Nie wiem, może duch robił tu za operatora?
Jeśli idzie o operowanie grozą, to widać tu kompletny brak czucia. Twórcy rzucają na lewo i prawa najróżniejszym dźwiękami, które mają wypłoszyć widza, wstawiając je zupełnie nie adekwatnie do rozgrywającej się na ekranie sytuacji. Wszytko jest za głośnie, zbyt nachalne zbyt nadużywane. Shabbu wydaje dźwięki przypominające muczenie krowy domagającej się wydojenia, efekt jest na prawdę śmieszny.
Jeśli mam być boleśnie szczera to powiem, że ten film mnie po prostu załamał. Nie wiem, jak dotrwałam do końca. Przed ekranem trzymała mnie chyba tylko chęć opowiedzenia Wam o tej „Trudnej Sprawie”.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:5
Klimat:4
Napięcie:4
Walory techniczne:2
Aktorstwo:3
Zaskoczenie:3
Zabawa:3
Oryginalność:4
to coś:3
33/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz