Dark Night of the Scarecrow/ Mroczna noc stracha na wróble (1981)
W małym rolniczym miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych upośledzony mężczyzna o imieniu Bubba spędza dnie na radosnych zabawach z dziećmi. Jego najbliższą przyjaciółką jest dziesięcioletnia Marylee. Pewnego dnia rezolutna dziewczyna zakrada się na podwórko sąsiadów, a tam dopada ją groźny pies. Winą za cały incydent zostaje obarczony Bubba. Rządni zemsty mieszkańcy pod wodzą miejscowego listonosza urządzają samosąd na nieszczęsnym Bubbie. Pakują w niego 21 kulek, gdy ten ukrywa się na polu za domem w przebraniu strach na wróble.
Kilka tygodni po tym, jak sąd uniewinnia grupę mężczyzn, którzy dokonali bezprawnej egzekucji widmo stracha na wróble powraca po to, by rozprawić się z oprawcami.
Slashery z lat ’80 mają to do siebie, że widz nie oczekuje od nich, ani inteligentnej fabuły, ani staranności w wykonaniu efektów wizualnych, ani profesjonalnego aktorstwa ani… Od slashera widz oczekuje rozrywki.
Te horrory, które powstały w latach ’80 bronią się przede wszystkim klimatem. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu „Mroczna noc stracha na wróble”, produkcja telewizyjna oferuje nam coś więcej.
Twórca filmu jest mi znany z takich produkcji jak „Byt” czy „Audrey Rose”. Obydwa filmy stoją na wysokim poziomie realizacyjnym i gdybym zabierając się za seans z „Mroczną nocą strach na wróble” skojarzyła nazwisko De Felitta może nie byłoby takiego szoku w trampkach.
Fabuła filmu ogniskuje się wokół postaci martwego Bubby, jego małej przyjaciółki i grupy mężczyzn, którzy jak sądzą uniknęli sprawiedliwości.
Postać opóźnionego i szalenie sympatycznego Bubby od razu budzi ciepłe uczucia. Większość mieszkańców miasteczka zdaje sobie sprawę z tego, że gość jest zupełnie nie groźny, ale listonosz Otis, chyba największy miejscowy autorytet, dopatruje się w nim czegoś… co raczej powinien zobaczyć w sobie.
Gdy Buba przynosi na rękach nieprzytomną dziewczynkę (scena jak z „Zielonej mili”) Otis czym prędzej zwołuje swój zastęp miejscowych idiotów i rusza na chłopinie z widłami i bronią.
Mamy tu więc klasyczną slasherowa ofiarę, która później będzie szukać zemsty.
Nie wiem czemu wymowa tej prostej historii tak mnie poruszyła,może to kwestia dobrze zbudowanej psychologii postaci, której raczej nie uświadczymy w tym podgatunku zbyt często.
Mała Marylee wierzy, że Bubba powrócił. Tu wartą uwagi sceną jest jej rozmowa z Otisem w czasie balu Halloweenowego. Listonosz patrzy na małą jak na smaczny stek, a ta oświadcza mu, że wie iż Bubba nie żyje, że to jego sprawka, ale mimo to nadal rozmawia z przyjacielem.
Oczywiście jak na horror przystało mamy tu sekwencje kolejnych mordów jednak odprawianych nie na bogu ducha winnych małolatach, którzy znaleźli się w złym miejscu o złym czasie, lecz na wspomnianym zastępie idiotów, którzy bezrefleksyjnie poszli za listonoszem.
Zabójstwa nie robią tu jakiegoś kolosalnego wrażenia wizualnego, nacisk jest bardziej kładziony na kontekst tych wydarzeń.
Po zdjęciach widać niski budżet, ale mnie to wcale a wcale nie przeszkadza, bo nieostrość kadrów, zbytnie naświetlenie i pastelowa kolorystyka zmieniająca się zupełną pomroczność świetnie wpisuje się w klimat klasycznego slashera, nawet gdy praca kamery wydaje się zbyt chaotyczna, a montaż nieprecyzyjny.
„Mroczna noc stracha na wróble” to jeden z tych slasherów gdzie kibicujemy oprawcy nie ofiarom! To najbardziej go wyróżnia pod względem fabuły. Drugą rzeczą jest dbałość o należyte sportretowanie głównych bohaterów i staranność włożona w rozpisanie dialogów. Nie mamy tu jakiś durnych zagrań na poziomie reklamy perwolu, co tak często kojarzy mi się z kwestiami jakie wygłaszają bohaterzy horrorów. Aktorstwo jest moim zdaniem na poziomie kinowym, nie telewizyjnym. Tu wielkie brawa należą się małej Marylee, ale pozostawienie w tyle odtwórcy dalszoplanowych ról również trzymają wysoki poziom.
Mamy tu kilka dobrych scen i wcale nie mam tu na myśli makabreski. Uwagę zwraca scena samosądu, gdy wszyscy miejscowi idioci czekają na pierwszy wystrzał swego wodza by móc kontynuować jego dzieło. Ujęcie przerażonych oczu Bubby widocznych zza maski stracha na wróble. Rozmowa Otisa z jednym z mieszkańców, gdy ten dowiaduje się o śmierci jednego z kompanów – tak kolejna siła dobrego dialogu. Czy wreszcie scena końcowa z Marylee.
Naprawdę jest na co popatrzeć i muszę powiedzieć, że „Mroczna noc stracha na wróble w tym momencie wypiera z pierwszego miejsca moich ulubionych slasherów „Uśpiony obóz”.
Polecam!
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:9
Napięcie:6
Zaskoczenie:5
Zabawa:9
Walory techniczne:7
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:8
73/100
W skali brutalności:2/10
Wszystko ładnie pięknie, ale o co chodzi z tym tytułem? Nie powinno być „Mroczna noc stracha na wróble”?
A 'Strach na sunkinsynów’ Ci się nie podoba?
Że co?
Ale w recenzji już nie poprawiłaś 😮