Maggie (2015)
Świat, w którym przyszło żyć nastoletniej Maggie niczym nie przypomina tego do którego zdążyliśmy przywyknąć. Jej świat stoi na granicy zagłady. Z powodu epidemii choroby, która zmienia ludzi w gnijące i rządne ludzkiego mięsa potwory rządzący musieli podjąć bardzo trudną decyzję, co zrobić z zarażonymi?
Jedną z nich jest tytułowa Maggie, która pokąsana przez zombie ma zaledwie dwa miesiące względne normalnego życia zanim sama stanie się potworem. Wobec tej sytuacji jej ojciec musi podjąć trudną decyzję, odesłać córkę do umieralni, czy z narażeniem siebie i żony otoczyć ją opieką?
Film jest debiutem zarówno dla reżysera jak i dla scenarzysty, który pomysł na obraz stworzył już ładnych kilka lat temu. „Maggie” 'odleżała’ swoje zanim ktoś dopatrzył się potencjału w zombie movie, który nie opiera się na szybkich akcjach, pościgach, ucieczkach i strzałach w głowę.
Trudno mi nawet z czystym sumieniem nazwać ten film horrorem. On nie przerazi. Przygnębi owszem, ale nie wzbudzi strachu.
Najważniejsza jest tu warstwa dramatyczna, czyli historia skupiająca się na jednej dziewczynie, która została skazana na śmierć. Przez cały film obserwujemy jej pogarszający się stan fizyczny i psychiczny, stopniowe załamanie, które doprowadzi do bardzo smutnego finału.
Ważną rolę w tym wszystkim odgrywa postawa ojca dziewczyny, Wyda, który za nic nie wyobraża sobie żeby odesłać dziecko do umieralni. Wraz z żoną postanawia zająć się Maggie, tak długo, jak to będzie możliwe. Niestety przemiana następuje szybko, a jedną z pierwszych oznak jest wyczulony węch i szczególne zainteresowanie ludzkim mięsem. Nawet kiedy Maggie zaczyna węszyć za macochą, ojciec nie zamierza się poddawać.
W tle pojawiają się inni bohaterowie, między innymi sąsiedzi rodziny Maggie, z których jedyną ocalałą okazała się matka. Kobieta i jej mąż podobnie jak Wyde nie potrafili odesłać zarażonego dziecka co skończyło się tym, że jedno z nich podzieliło jego los.
Pojawia się też wątek kolegi Maggie, chłopaka, którego ojciec patrzy na sprawę zupełnie inaczej i przy pierwszej oznace przemiany pozbywa się go.
Historia ma bardzo przygnębiający wydźwięk, ale nie chodzi mi tylko o jej treść. Ponure plenery, spalona ziemia i słońce, które już nie che jej oświetlać, wszytko to tworzy bardzo dołujący krajobraz. Zdjęcia mają brudno szara kolorystykę, a muzyka sączy smutek do uszu.
Jeśli celem twórców było przygnębienie widza to spisali się na piątkę.
Jednym z powodów, dla których sięgnęłam po film była obsada. Chciałam zobaczyć Arnolda w horrorze, a Abigail Brenslin zazwyczaj pojawia się bardzo ciekawych produkcjach. Pomyślałam, że tak to właśnie będzie.
Arnold zagrał dobrze, ale to zapewne zasługa scenariusza, która wymagał od niego akurat tego, co przychodzi mu naturalnie: milczenie z posępną miną nie zdradzającą emocji. Brenslin porusza się natomiast na granicy egzaltacji, ale tego też wymaga rola.
To dość ciekawa propozycja filmowa, ale czy zadowoli fanów zombie movie? Nie jestem przekonana.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
To coś:6
Oryginalność:7
63/100
W skali brutalności:1/10
Słyszałam gdzieś o tym tytule, ale nie wgłębiałam się o co tam może chodzić. Nie powiem, zainteresowałaś mnie. Z chęcią to obejrzę 🙂 Pozdrawiam 🙂
Nowy film z Arnoldem, to i głośno o nim. Jego walory horrorowe są mocno wątpliwe, ale jako posępny dramat można obejrzeć. Fajnie jest ukazany proces rozkładu, choć od strony wizualnej trochę mu brakuje do body horroru z prawdziwego zdarzenia, ale i tak bardziej kojarzy się z tym gatunkiem z niż z zombie movie, przynajmniej jak dla mnie.
Świetnie napisana recenzja. Po przeczytaniu jej z wielką chęcią oglądnę ten film 🙂 dzięki za zaciekawienie!