The Taking of Deborah Logan (2015)
Deborah Logan cierpi na Alzheimera. Opiekuje się nią córka Sarah, która będąc pod presją finansowych kłopotów godzi się by młoda studentka medycyny, Mia wraz ze swoją ekipą nakręciła dokument o życiu chorej.
Żaden z uczestników projektu, włącznie z samą Deborą, nie spodziewają się, że filmowy materiał pójdzie w zupełnie innym kierunku, a wszytko przez to, że objawy staruszki są czymś więcej niż zwiastunem degeneracji mózgu w wyniku postępującej choroby.
Czytając opis filmu, który zachęca do zapoznania się z niewiarygodną historią opętania, zarejestrowaną na amatorskiej taśmie pseudo dokumentalistów, już robi mi się mdło. Kiedy włączam ów film a na ekranie pojawia się informacja sugerująca, że składa się on z cudem zdobytych materiałów filmowych, rejestrujących autentyczne wydarzenia, przecieram oczy ze znużenia, bo już wiem, już jestem kuźwa pewna, że będzie to kolejny miałki pomiot horroru religijnego, do tego od latającej kamery dostanę oczopląsu.
Czasem, jednak zdarzy się, że pośród fali gniotów, którymi jesteśmy zalewani trafi się jakaś szalupa ratunkowa w postaci niezłego pomysłu i znośnego wykonania- naprawdę przestałam oczekiwać od tego rodzaju filmów więcej. A to i tak, jak się okazuje, jest za dużo.
Opowieść o losie staruszki zaczyna się od prezentacji jej odjazdów. Początkowo są to sytuacje dość typowe dla osób z Alzheimerem: problemy ze snem, problemy z pamięcią, ataki histerii, dezorientacja, obniżenie nastroju etc.
Z czasem jednak nasi zacni dokumentaliści pod wodzą Mii zaczynają dopatrywać się w tym paranormalnego rodowodu. Przesłanki ku temu są. I są one typowe dla zjawiska opętania: mówienie w obcym języku, wydawanie dźwięków z poza normalnej skali jaką dysponują ludzkie struny głosowe, czy lewitacja.
Tak śledząc kolejne wydarzenia zaczynamy dochodzić do sedna sprawy. Tu mamy jedną nowość, opętanie w przypadku Debory nie ma piekielnego rodowodu. A może jednak ma? Ciężko stwierdzić. W każdym bądź razie nie pojawi się tu żaden Belzebub, czy inny Legion.
Kwestia duchowego pasożyta, który zagnieździł się w osłabionej chorobą staruszce ma związek z wydarzeniami z przeszłości. Miejscową sprawą kryminalno- okultystyczną.
Czy to dobry pomysł? No, zawsze to jakaś odmiana, nie? Ale nie jest to innowacja godna większej pochwały. Treść jest więc bardzo mocno średnia, uboga nawet bym rzekła, wszytko w ramach bezpiecznego schematu, choć o dziwno nie uświadczymy tu egzorcyzmów.
Jeśli chodzi o przełożenie tego pomysłu na filmową taśmę, to jest dokładnie tak jak się spodziewałam, obraz skacze, w kluczowych momentach możemy obejrzeć ściany, podłogi, sufity etc. jeśli się poszczęści to nawet żyrandol.
Akcje z udziałem rzeczonej opętanej mieszczą się w granicach przewidywalności. Babcia lewituje nad aneksem kuchennym, rozbiera się i biega na golasa, kopie dołki, grywa na pianinie w środku nocy i zostaje rażona prądem. Pojawiają się też węże, jako symbol obecności zła, i tu mi ciśnienie skakało, bo boję się tych gadów panicznie, ale to samo miałam oglądając „Anakondę” czy „Węże w samolocie” więc raczej ni jest to objaw świadczący na korzyść horrorowych walorów;) Jeśli miałabym cokolwiek w tym zestawie szczerze pochwalić, to chyba tylko scenę z połykaniem głowy dziewczynki.
w kwestii aktorstwa mogę wypowiedzieć się tylko na temat odtwórczyń ról Sary i Debory, bo na resztę tj. na ekipę dokumentalistów nie zwracałam uwagi, albo inaczej oni nie zwrócili mojej uwagi.
Jill Larson jako opętana babcia jest genialna, co ciekawsze bardziej przyciągała moją uwagę w momentach, gdy nie dostawała żadnych odpałów niż, gdy z użyciem dobrodziejstwa komputerowej grafiki mogłam podziwić jej pokiereszowane oblicze. Po porostu dobra aktorka dramatyczna. Trochę ratowała ten film, podobnie jak partnerująca jej Anne Ramsay w roli Sary. Obie postaci są 'jakieś’ i 'jakoś’ to wyrażają za pomocą mimiki, tonu głosu, postawy. Reszta to bezkształtna masa wyrywająca sobie z rąk kamerę.
Podsumowując, dostałam to czego oczekiwałam. No, dobrze w duchu liczyłam, że będzie przełom, bo plakat jaki fajny, babcia taka odjazdowa. Ale tak, czy inaczej zdawałam sobie sprawę z tego, że nie ma co oczekiwać więcej niż 'kolejnego paradokumentu o opętaniu’, czyli filmu drażniącego oko i nie wnoszącego nic fabularnie.
Moja ocena:
Straszność:5
Fabuła:5
Klimat:5
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Aktorstwo:7
Walory techniczne:4
Oryginalność:3
To coś:5
50/100
W skali brutalności:1/10
Najlepszy horror jaki widziałem (obok Paranormal Activity 1, 2, 3)!