Når dyrene drømmer/Wilkołacze sny (2014)
W małej rybackiej wiosce wraz z ojcem i chorą matką mieszka nastoletnia Marie. Dziewczyna rozpoczyna prace w miejscowej przetwórni ryb, gdzie nie spotyka się ze zbyt miłym przyjęciem. Wydaje się, że miejscowi, a także jej własny ojciec coś przed nią ukrywają. Ma to związek z chorobą jej matki, która uczyniła z niej przykute do wózka warzywo, a teraz wydaje się atakować także jej córkę, bowiem Marie zaczyna mieć niepokojące objawy. Zmienia się psychicznie i fizycznie. Zmiany dotyczą koloru oczu, układu kostnego, owłosienia, staje się też wybuchowa i agresywna. Marie ma do wyboru poddać się leczeniu, które wpędzi ją w stan katatonii, lub starać się żyć z objawami.
Skandynawskie horrory zawsze oglądam z ochotą. Często mają taki melancholijny klimat, czasami mam wrażenie, że północne wiatry zamrażają krew w żyłach. Są zazwyczaj bardzo stonowane, oszczędne w wyrazie, co nie znaczy, że ich treść jest uboga.
„Wilkołacze sny” też takie są.
Przez większość czasu obserwujemy senne życia nadmorskiej osady. Powolne przejazdy kamerą po plaży, miasteczku, pochmurnym niebie, są stałym elementem filmowej ekspozycji.
Filmowa fabuła opiera się na rodzinnej tajemnicy. Co dolega matce Marie? Co dolega jej samej?
I tu mamy strzał w stopę ze strony dystrybutorów, bo już po samym tytule filmu możemy się zorientować co jest na rzeczy. W tytule oryginalnym są to „Zwierzęce marzenia”, czy jakoś tak, ale „Wilkołacze sny” to już spoiler ewidentny. Być może ktoś uznał, że już po samych objawach bohaterki rozpoznamy 'tajemniczą chorobę’ i być może jest w tym racja, ale o tym się nie przekonamy, dzięki bardzo konkretnemu przekazowi jaki bije z tytułu.
Jeśli nie może być mowy o elemencie zaskoczenia to co nam pozostaje? Ano wspomniany klimat. Podniety estetyczne jakie zapewniają doskonałe zdjęcia, czy nastrojowa .
Bardzo subtelny sposób narracji, pozwala na podziwianie formy, ale nie wiem czy to wystarczy.
Pamiętam, że w „Zdjęciach Ginger” duży nacisk kładziony był na walory rozrywkowe. Tu nastoletnia bohaterka jest mało zabawowa, przeważnie milczy, czasem delikatnie uśmiechnie się do kolegi z pracy.
To podkreśla siłę zmian, jakie w niej powoli zachodzą. Marie zaczyna się buntować, atakuje tych, którzy wchodzą jej w drogę, ochoczo wskakuje na wspomnianego kolegę.
Dzięki dobrodziejstwu tytułu wiemy, co dzieje się z Marie i że będzie już tylko gorzej. Problem polega na tym, co w związku z tym?
Jak wspomniałam bohaterka ma wybór, ale nie jest on łatwy. Może zacząć wegetatywny styl życia wzorem swojej matki, za sprawą przyjmowanych leków, albo pozwolić zmianom zachodzić, ale z dala od społeczności, która nigdy tego nie zaakceptuje.
Mimo bardzo ciekawego wykonania, sam pomysł niczym nie różni się od typowych opowieści o potworach. Motyw skrywanej tajemnicy, wygnanie na margines społeczeństwa, poszukiwanie sprzymierzeńca etc. Jeśli komuś to nie przeszkadza, jeśli jest w stanie zrekompensować sobie niedostatki w pomyśle zadowoleniem z wykonania, to film powinien mu się spodobać.
Moja ocena:
Straszność: 4
Fabuła:6
Klimat:9
Napięcie:5
Zaskoczenie:3
Zabawa:7
Aktorstwo:7
Walory techniczne:8
Oryginalność: 5
To coś:6
67/100
W skali brutalności:2/10
Gość: vengigat, *.neoplus.adsl.tpnet.pl napisał
Właśnie oglądam „Out of the Dark”. Niezły początek roku! A już traciłem nadzieję, że można jeszcze nakręcić przyzwoite ghost story…
ilsa333 napisał
Dzięki za polecenie, na pewno w najbliższych dniach obejrzę napiszę o nim.
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
„Motyw skrywanej tajemnicy, wygnanie na margines społeczeństwa, poszukiwanie sprzymierzeńca etc.” no i wilkołactwo jako metafora dojrzewania (’będą Ci rosły włosy w różnych miejscach i zmieni się Twoje zachowanie’). :)) Film całkiem fajny, acz jak na horror to niezbyt straszny, zaś jak na dramat – za mało zgłębiający psychikę bohaterów. Ale klimatyczny niewątpliwie.