Oni – Olga Haber
Natalia, trzydziestosześcioletnia rozwódka spędza lato w domku letniskowym swojego byłego faceta, Emila. Upalne dni mijają jej na literackich wysiłkach i baraszkowaniu z młodszym o dwanaście lat jurnym Łukaszem. Sielankę co i rusz zakłóca osobliwe wrażenie bycia obserwowaną. Do tego dochodzą jeszcze koszmarne sny i szalony sąsiad przekonany o istnieniu jakiejś siły, która co kilka lat nawiedza okolice by poprzewracać życie mieszkańców do góry nogami. Natalia nie jest jednak idiotką, nie da się nabrać na niestworzone historie. A może jednak idiotką jest, bo nie dostrzega tego co ma przed oczami?
Obcując z powieścią zyskujemy szansę na poznanie jej bohaterów i w pewnym sensie zaprzyjaźnienie się z nimi. Kiedy mamy do czynienia z kiepską książką, nieciekawym protagonistą, to tak jakbyśmy zostali skazani na spędzenie weekendu w towarzystwie nie lubianej koleżanki.
Debiutująca czterdziestka, Olga Haber, stworzyła postać, z którą nie wytrzymałabym ani minuty. Natalia to taka podstarzała wersja Belli ze „Zmierzchu”, typowa ofiara losu, która ciągle się nad sobą użala, nie potrafi podjąć decyzji, a gdy już na jakąś się zdecyduje za chwilę rozpacza nad złym wyborem.
Głównym dylematem naszej bohaterki jest to, którego z mężczyzn ze swojego otoczenia darzy miłością. Pal licho wszelkie zagrożenia, czające się za oknem, ważne jest, czy kocha jurnego młodzika, czy statecznego lekarza?Hym…
Akcja, którą można by podciągnąć pod opowieść grozy co i rusz przerywana jest jej miałkim wewnętrznym monologiem naszej narratorki.
Wygląda to tak: klasyczna idiotka z miasta, którą ciągle spotykają jakieś nieszczęścia, a towarzyszący jej facet musi niańczyć ją jak dziecko. Chyba nie muszę dodawać ze wszyscy mężczyźni w promieniu kilku mil są pod jej urokiem. Każdy napotkany facet, czy to barman, czy robotnik, czy stary, czy młody każdy gapi się w jej dekolt i marzy o jej przeszło trzydziestoletnim ciele. Absolutny fenomen!
Tylko zaraz, czy to nie miał być czasem mroczny horror? Ano miał, dlatego po za łóżkowymi perypetiami naszej sędziwej damy śledzimy rozwój wydarzeń po za jej sypialnią.
W okolicy dzieją się na prawdę niepokojące rzeczy, a nasza bohaterka zacznie cokolwiek kumać dopiero przy 138 stronie. Jednak szybko znajdzie sobie ciekawszy temat do rozmyślań…
Nieustannie miałam wrażenie, że zjawiska paranormalne są tu na drugim miejscu. Pojawia się ciekawy wątek gadającego kota, ale w momencie, gdy ów kot objawia swoje pochodzenie cały nastrój grozy pryska, bo pomysłu na solidną porcję mocnych wrażeń brak zupełnie.
Gdyby autorka włożyła tyle samo wysiłku w tworzenie nastroju grozy, co w przynudzają sceny z życia kobiety, która nie dostrzega niczego po za czubkiem swojego nosa, to może potraktowałabym ją łaskawiej – w końcu to debiut. Niestety, nie dam rady.
Główna pointa książki jest delikatnie mówiąc nie przemyślana, naiwna, bzdurna.
SPOILER: Kosmici, którzy przybyli na Ziemię by pomóc wieśniakom poradzić sobie z epidemią cholery, i którzy teraz mszczą się na ich potomkach za złe przyjęcie? Realy!? Nie mają Ci kosmici nic lepszego do roboty, tylko pochylanie się nad ciepiącymi polskimi dziećmi? W dodatku są tak powaleni, żeby ich idiotyczne ludzkie zachowanie traktować jako afront i mścić się na słabszych? To raczej kojarzy mi się z niżej rozwiniętymi cywilizacjami, np. z nami, potomkami małp, małymi żałosnymi ludzikami znęcającymi się nad tymi, którzy stoją niżej w ewolucji. Wg. autorki nagłe napady agresji, gwałty, morderstwa, pobicia są wynikiem działania obcych, którzy mieszają mieszkańcom tamtej okolicy w głowie. No, bo przecież ludzie z natury są dobrzy, prawda? Kolejny popis naiwności. KONIEC SPOILERA.
Finał jest zmontowany na szybko i mimo iż coś więcej zaczyna się tam dziać to nie ma fajnego bum, mimo wielkich chęci autorki, która starała się zrobić wrażenie. Dla mnie był po prostu wtórny, nijaki i dziurawy.
Podsumowując: Za mało kryminalne na kryminał, za mało odjechane na fantastykę, za delikatne na grozę, w sam raz na romansidło, gdyby tylko bohaterka miała odrobinę wdzięku.
Styl, język itp. jak najbardziej ok, w końcu autorka kończyła filologię polską, więc podstawę do pracy twórczej ma. Trochę brakuje jej lekkości, ale to można złożyć na karb stresu debiutanta. Prawdopodobnie przed puszczeniem książki w świat miętoliła i dopieszczała każdy wyraz dlatego mamy efekt 'wypracowania na piątkę’- szkoda, że czasu na przemyślenie fabuły już zabrakło…
Myślę, że Pani Haber znajdzie jednak zwolenników swojej wizji, tak jak znajdą się fani „Zmierzchu”, w końcu groza nie jedno ma imię i każdy oczekuje od niej czego innego.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Videograf:
Moja ocena: 4/10
Ej! Tylko bez nazywania trzydziestolatek „sędziwymi”, proszę! Poza tym; hahahaha XD Ciekawe kiedy pojawi się polska wersja „50 twarzy Graya” 😛