„Znasz to uczucie kiedy czekasz, czekasz i wiesz, że nic nie jest w stanie spieprzyć twoich planów. Atmosfera staje się napięta, twój umysł nie przyjmuje innych wiadomości – musi się udać.
Chmury przykrywają całe niebo. Lada chwila zacznie padać. Idealna pogoda, żeby wsiąść na rower. Krople delikatnie uderzają o ziemię. Łączą się ze sobą tworząc coraz większe kałuże.
Dobrze, że Gary Fisher wiedział co robi.
Nie obrałem dokładnie trasy. Jestem zwolennikiem podróży spontanicznej. To pomaga uwolnić wyobraźnię. Jedziesz jedną trasą masz przed sobą idealną drogę. Wszystko się zmienia kiedy dostrzegasz polną mało uczęszczaną ścieżkę. Mnóstwo błota, dziur, wąskich przejazdów. To jest to co normalny niedzielny rowerzysta omija szerokim łukiem.
Nie ja. Serce od razu przyspiesza. Oddech staje się coraz szybszy. Puls skacze do góry. Nabieram prędkości. Jestem jak opętany. Widzę ją – ciemna, szara, wyglądająca jak zwężający się tunel. Tunel w którym nie widać światełka. Naprawdę mało kto tędy jeździ. Widać tylko ślady niewielkiej terenówki. Wąska ścieżka, nad którą zwisają wygięte gałęzie ledwo pozwalając przejechać. Czuję się jak żołnierz, który chce uniknąć kuli. Wyginam się raz na lewo raz na prawo, schylam głowę i prę do przodu. Coś ciągnie mnie nieustannie w tym kierunku. Nigdy tędy nie jechałem. Im bardziej parłem do przodu tym więcej zostawiałem za sobą szarość pochmurnego dnia. Dziwne było to, że za szybko robiło się ciemno. Trochę trwało zanim jedną ręką udało mi się pokonać opór przycisku włączającego lampę. Nie chciałem się zatrzymywać. Światło lampy odbijało się od ziemi jak od srebrnej tacy. Pozwoliłem sobie przyspieszyć. Błoto i wąskie wyrwy utrudniają sprawną jazdę.
Ocknąłem się po bliżej nie określonym czasie. Byłem cały w błocie i strasznie bolała mnie głowa. Wiedziałem, żeby zainwestować w kask. Już dawno bo to nie pierwsza taka sytuacja. Ważne, że rower cały. Szybko zebrałem się do kupy. Nie mogłem zawrócić. Nie fizycznie. Żadna myśl nie była czysta. Zakłócał ją dziwny głos, który kazał jechać dalej.
Cudownie się czułem jakbym jechał nie dotykając ziemi. Ktoś już chyba przede mną przeżył coś podobnego. Nie zastanawiałem się dlaczego musze brnąć do przodu.
Widok porfirów i melafirów był oszałamiający. Niektóre grupami leżały na ziemi, niektóre wystawały z fragmentów osuwającej się ziemi. Wszystko wyglądało jak stary opuszczony kamieniołom. Nikt o zdrowych zmysłach nie wypuścił był tak mlekodajnej krowy. Mimo, że bum na tego typu kamienie już minął.
Dalej było widać wąską ścieżkę. Nie miałem wyjścia musiałem tam jechać. Dojechałem do skarpy, z której mogłem ocenić prawdziwą wielkość kamieniołomu. Droga ucinała się i trzeba
było zawrócić. Na dole zobaczyłem wypływające spośród kamieni niewielkie źródełko. Pomyśleć, że z takich miejsc ma początek wiele wielkich rzek. Takie źródełko życia.
Zrobiło się dziwnie nagle jasno, ale tylko na kilka sekund. Znów ciemniej. W tym momencie okazało się, że woda ze źródełka już nie płynie. Źródło życia i śmierci sprostowałem.
Przeraziło mnie to, że wszystko wokół zaczyna mnie przytłaczać. Zgniata i jest coraz ciaśniej. Muszę się stąd wydostać. Powoli zaczynałem szukać wyjścia. Zawróciłem, ale tak jakbym nie mógł odnaleźć tej samej drogi.
Na górze ktoś pali ognisko. Może uda się od tych ludzi uzyskać informację.
Witam – możecie powiedzieć jak stąd wrócić?
Dziwne twarze; nie widać dokładnych rysów. Blask ogniska oślepiał mnie na tyle, że praktycznie w ogóle nie mogłem nikomu dokładnie się przyjrzeć. Przy ognisku siedziało pięć osób. Każdy odwrócony w kierunku ogniska. Nikt mi nie odpowiedział.
Tutejsi może nie lubią dyskutować z nieznajomymi.
Wieczność nie ma dnia i nocy. Noc jest dniem, a dzień nocą. – nikt nie powiedział ani jednego słowa, ale to właśnie usłyszałem w swojej głowie.
Postanowiłem wrócić tą samą drogą na dół. Szybki zjazd po śliskich kamieniach wymaga koncentracji. Mijam kilka zakrętów, ale wciąż jestem w kamieniołomie. W oddali ktoś przemyka wśród skał. Jadę za cieniem, który tylko na chwilę pozwala zobaczyć się dokładniej. Klimat tego miejsca jest jak gęsta mgła. Potrafi odstraszyć, ale jednocześnie każdy chce zobaczyć co jest kilka metrów przed nim.
Postać zniknęła. Spojrzałem do góry. Nie możliwe, że ognisko tak szybko zgasło. Na górze jest zupełnie pusto. Kręcę się w kółko. Nie mogę znaleźć drogi powrotnej.
Głowa ciągle mnie boli. Zemdlałem. Światło reflektorów pobudziło moje źrenice.
Wstałem szybko, machałem – rękami muszą mnie zauważyć. Przecież wyszli z samochodu i patrzą w moją stronę. Pochylają się nad ziemią. Ktoś nerwowo odskakuje.
Zmęczyłem się okropnie. Wtedy zrozumiałem.
Jestem tu na zawsze.
To wszystko to jest nic naprzeciw wieczności.”
Tomasz
Dodaj komentarz