Annabelle (2014)
Koniec lat sześćdziesiątych. W słonecznej Kalifornii mieszka młode małżeństwo, Mia i John Gordon. Kobieta jest w zaawansowanej ciąży, zaś mężczyzna ma rozpocząć karierę w zawodzie lekarza. Są mili, sympatyczni i pobożni. Pewnego dnia John wręcza swojej małżonce piękną lalkę do jej kolekcji.
Zwyczajna kukła jest niczym więcej, jak dziecięcą zabawką, aż do chwili, gdy za sprawą satanistycznych zapędów pary młodocianych czcicieli ciemnych mocy staje się ona siedliskiem zła.
Córka sąsiadów młodej pary zabija swoich rodziców po czym kieruje się do domu obok, domu Grodonów. Dziewczyna podcina sobie gardło w rękach trzymając lalkę Mii. Śmierć Annabelle Higgins staje się początkiem klątwy jaka spada na Gordonów.
Nie ukrywam, że nie szalałam z niecierpliwości by obejrzeć prequel ubiegłorocznej „Obecności„. Ów film, jak dla mnie był zbyt nijaki, zbyt wtórny, żebym mogła podzielić opinie rzeszy jego fanów. Dlatego też po „Annabelle” nie spodziewałam się niczego lepszego. Choć sądziłam, że nie będzie tak źle…
Ku mojemu zdziwieniu reżyserem filmu wcale nie został James Wan, twórca „Obecności”. Historię nawiedzonej lalki, która przewinęła się w starszej produkcji rozwija już ktoś inny. Filmowiec dość sprawny, posiadający spore doświadczenie, szczególnie jako operator kamery. Niestety jako reżyser nie wniósł do świat horroru nic nowego. „Annabelle” jest bowiem jeszcze bardziej standardowym straszakiem niż „Obecność”. Ślizga się po wszystkich schematach aż piszczy w uszach. Ma wprawę, nie powiem, szczególnie we wprowadzaniu na plan skocznych scenek, ale wszystkie one są żywcem zerżnięte z innych produkcji. Zjawy przelatujące w tle, nie pchające się wcale na pierwszy plan to, to co najbardziej podobało mi się w „Naznaczonym„. Tu mamy to samo. Nie zabraknie też chwytów bardziej bezczelnych, jak ciąganie bohaterki po podłodze przez niewidzialną siłę. Ale to przecież też już było, i to ile razy.
Scenariusz będący dziełem specjalisty od raczej niszowych pomysłów, jak 'krwiożercza małpa’ jest zlepkiem typowych sekwencji wydarzeń jakich zawsze uświadczymy w horrorze. Motyw opętanego przedmiotu, w tym przypadku lalki, walka o duszę dziecka, pełna poświecenia ze strony młodej mamy, troskliwy ksiądz, który przybywa z pomocą, i przyjaciel, który gotowy jest poświęcić życie dla kogoś, kogo zna kilka tygodni…
Wszytko jest takie płaskie, powierzchowne, niedorobione. Nawet przy samym motywie powstania Annabelle twórcy się nie natrudzili tylko zerżnęli wszytko z „Laleczki Chucky”. Zerowe zaangażowanie.
Kilka dobrych ujęć, niezłych scen i fajna ścieżka dźwiękowa to jedyne elementy, które mogę pochwalić.
Straszna bieda jest z aktorstwem, ale to zauważyłam już na trailerze. Odtwórczyni roli Mii to totalne drewno, a partnerujący jej odtwórca roli męża wcale nie jest lepszy. Twarz lalki wyrażała więcej emocji niż oni razem wzięci w najbardziej dramatycznych momentach filmu.
Bardzo to wszytko średnie, a nawet marne jeśli skonfrontujemy szeroko zakrojona promocję filmu z tym co rzeczywiście oferuje.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:5
Klimat:6
Napięcie:4
Zabawa:4
Zaskoczenie:3
Aktorstwo:5
Walory techniczne:8
Oryginalność:4
To coś:5
46/100
W skali brutalności:1/10
Tak myślałam, że dużo hałasu o nic jeśli chodzi o ten film. Wiesz może coś na temat horroru „The Taking of Deborah Logan”? Z tego co czytałam jest o kobiecie chorej na Alzheimera, ale nie wiem czy to kolejny straszak o opętaniu i czy warto zabierać się za ten film.
Jak dla mnie Obecność sto razy lepsza. Annabelle to taki typowy średniak z marnym i kiepskim aktorstwem. Zbyt przereklamowany.
Tytuł obił mi się o uszy, ale nie zagłębiałam się w temat. Kiedy się pojawi to obejrzę.
Po tych wszystkich negatywnych recenzjach, spodziewałem się klapy. O dziwo podoba mi się o wiele, wiele bardziej aniżeli „Obecność”. To nic ze zapożycza z innych filmów. Robi to nad wyraz sprawnie. Nie jest wysokich lotów, ale biorąc pod uwagę postuchę kina grozy, śmiem twierdzić, iż może to być horror roku.
Recenzja fajna, ale nie polecam się sugerować recenzjami ponieważ każdy ma swój gust, komuś film się nie podoba a kto inny może go pokochać. Ja osobiście kocham Obecność i Annabelle. Pozdrawiam wszystkich 🙂
A moim recenzjami to już całkowicie nie warto się sugerować, bo mam gust wywrotowy:)
Nie, na serio, każdy czegoś innego oczekuje, więc różnice w odbiorze są oczywiste.