Wolf town (2010)
Student Kyle postanawia zorganizować wycieczkę dla siebie, kumpla i wymarzonej dziewczyny z roku, Jess, którą planuje wyrwać na łonie natury w historycznym już miejscu, opuszczonym miasteczku Raj. Plany się nieco pokrzyżują, bo zawrotne tempo uwodzenia, jakie rozwinął Kyle pozwoliło jego wyśnionej znaleźć sobie innego faceta, którego nie omieszka zabrać ze sobą na wyprawę.
Tej dziwnej grupie przydarzy się nieciekawa przygoda. Wygląda na to, że osadnicy, którzy wiele lat temu opuścili urodzajne w złoto tereny mieli ku temu poważne powody, bowiem Raj nie był wcale rajem. W okolicy od dawien dawna grasuje przebiegła wataha wilków, które zaciekle walczą z przybyszami. Teraz zaatakują Kyle’a i jego kompanów.
Miałam rozterkę czy w ogóle pisać o tym filmie. Trochę się rozeźliłam, bo w ciągu dwóch dni trafiłam na dwa tęgie filmowe gnioty. Pierwszym była tegoroczna produkcja „The Appearing”, teraz kolejne filmowe nieszczęście „Wolf Town”, czyli opowieść o złośliwych wilkach.
Filmy z podgatunku animal attack, zawsze są w pewnym stopniu naciągane. Twórcy obdarzają swoich zwierzęcych antagonistów typowo ludzkimi cechami nie bacząc na ich rzeczywiste zachowania osobnicze. Czasami bywa tak, że dany drapieżnik w przedstawionej historii zachowuje się zupełnie nie zgodnie ze swoją naturą. Wilki są tu częstymi antybohaterami i nader często wypaczane są ich portrety. Mimo tego, jeśli film jest dobry jestem wstanie przymknąć na to oko i mimo takich potknięć bardzo podobał mi się obraz „Przetrwanie”, czy „Frozen„. Niestety w przypadku „Wolf Town” na totalny brak wiedzy i chęci odzwierciedlenia wilczych zachowań nałożyła się tragiczna realizacja i kompletny brak pomysłu na fabułę.
Nasi bohaterzy pozytywni trafiają do miasta, które niegdyś zostało zdziesiątkowane przez wilczą watahę. Teraz nikt już się tam nie kręci, mimo niewątpliwych walorów turystycznych, czy historycznych, jakie posiada westernowe miasteczko założone przez poszukiwaczy złota. Zdaje się, że tylko nasi bystrzy studenci wiedzą o jego istnieniu.
Charakterystyki bohaterów są stosownie płaskie i nieciekawe. Mięśniak Rob tj. chłopak Jess, wesoła ślicznotka – Jess, pierdołowaty Kyle o uroku prawiczka i jego kumpel doradca w sprawach sercowych, Ben. Wszyscy oni eliminowani są w sposób sukcesywny i nastręczający wielu wątpliwości względem logiki scenariusza. Szczerze, to współczułam tym wilkom, którym przyszło spotkać się z tak zidiociałymi ludźmi. Musiało ich to wprawić w niemałą konsternacje.
A wilczki, cóż ładne, rzadko szczerzyły kły, raczej biegały z podkulonymi ogonami, ale i tak w kolejnej scenie widzieliśmy jak gonią do ataku. Samych scen, w których widzielibyśmy szarpaninę z wilkiem nie było. Widać zwierzęcy aktorzy nie byli w tym kierunku tresowani, toteż nie bardzo można było cokolwiek pokazać.
Tak więc pozostało nam obserwowanie wesołych kajtków, które to mają stanowić zagrożenie dla protagonistów. Wypadało to bardzo słabo.
Niedostatki możliwości w podkręceniu napięcia łatano durnowatymi, ckliwymi i przyprawiającymi o mdłości rozmówkami pomiędzy naszymi ofiarami. Miłosne wyznania, deklaracje przyjaźni,przebaczenia etc. Cały wachlarz z trudem wykrzesanych przez miernych aktorów emocji.
Cóż, film głupi i skrajnie niedorobiony.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:4
Klimat:4
Napięcie:2
Zabawa:2
Walory techniczne:4
Aktorstwo:4
Zaskoczenie:3
Oryginalność:4
To coś:2
32/100
W skali brutalności:1/10
Gość: Łukasz Migura, 95.160.139.* napisał
Ciekawy design bloga i nawet interesujące teksty. Postaram się częściej zaglądać
Gość: Projekt Horror, *.eia.pl napisał
Nie przepadam za horrorami ze zwierzętami, ale ten po opisie wydał mi się ciekawy, ale jednak twoja opinia mnie zniechęciła. Może – pewnie w dalekiej przyszłości – się kiedyś zmuszę by go zobaczyć. Jak zwykle dobry tekst. Pozdrawiam 🙂
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Tak z ciekawości rzuciłem okiem na imdb i zobaczyłem, że to drugi film reżysera. Jego debiut to też był horror o tytule… „Bear”. 😀 No to chyba w kolejnym czas na wściekłe wiewiórki albo szopy pracze. 😉
ilsa333 napisał
Tak, też zauważyłam, reżyser najwyraźniej lubi temat drapieżników. Śmiem przypuszczać, że opowieść o misiu jest równie kiepska.