Buried Alive (1990)
Młoda nauczycielka biologi zafascynowana psychoterapeutycznymi teoriami charyzmatycznego doktora podejmuje pracę w jego placówce.
’Ravenscroft’ był niegdyś klasycznym szpitalem psychiatrycznym, teraz bardziej przypomina ośrodek socjoterapeutyczny, w którym panuje dość duża swoboda. Mieszkają w nim dziewczęta z problemami, które rozwiązać mają przełomowe techniki terapii wymyślone przez dyrektora placówki i psychiatrę, Gary’ego.
Po przybyciu na miejsce młoda nauczycielka zauważa nieprzyjemną atmosferę, jaka panuje między pacjentkami, sama zaś doświadcza dziwnych halucynacji, w których widzi falujące ściany, zza których ktoś próbuje się wydostać, do tego dochodzą omamy słuchowe. Janet zaczyna wierzyć, że ktoś został pochowany żywcem na terenie placówki.
„Pogrzebanie żywcem to bez wątpienia najstraszliwsza z owych katuszy jaka kiedykolwiek przytrafiła się zwykłemu śmiertelnikowi.”
Jest to cytat z opowiadania Poego „Przedwczesny pogrzeb”. Mniemam, że to właśnie to opowiadanie zainspirowało twórców filmu „Pogrzebani żywcem”.
Z not o filmie dowiadujemy się, że był on inspirowany jednym z opowiadań Poego. Nie znalazłam informacji o jakie opowiadanie może chodzić, więc obstawiam, że jest to właśnie „Przedwczesny pogrzeb”.
Jeśli tak jest faktycznie to film podszedł do literackiej inspiracji bardzo swobodnie, bo wspólny jest tylko motyw pochówku za życia, cała reszta to zupełnie inna historia. Oczywiście może być też tak, że chodzi o zupełnie inny tekst, którego nie miałam okazji przeczytać. Poe słynął ze swojego lęku przed pochowaniem go za życia, więc znajdziemy ten motyw jeszcze w kilku odsłonach w jego twórczości.
„Pogrzebani żywcem” to jeden z typowych, można powiedzieć, straszaków z lat ’80 i ’90. Nie jest to slasher, ale środki wyrazu są typowe dla kina klasy B: Słabe aktorstwo- wyłączając starą gwardię – tanie efekty, przewidywalna fabuła, sporo naiwności.
Film ogląda się miło, bo doza słabszych przymiotów utrzymuje się przed granicą gniotu. Wszytko, co uznamy za wady filmu jest specyficzną cechą tego rodzaju filmów i tu jest do zaakceptowania.
Całe filmowe napięcie zogniskowane jest wokół tajemnicy placówki. Nie posiada ona typowego dla filmowych szpitali psychiatrycznych klimatu, jest współczesna i nie zobaczymy tu narzędzi tortur z ubiegłego wieku stosowanych na opornych pacjentach w starych szpitalach.
Po terenie kręcą się młode dziunie poubierane jak panie przydrożne, wyszczekane jak wiejskie burki. Dziewczęta mimo panującej w ośrodku swobody marzą tylko o tym by stamtąd nawiać, więc gdy kolejne dziewczyny zaczynają znikać pod osłoną nocy, personel tj. dyrektor główny- terapeuta, nauczycielka i obżerający się żelkami psycholog przyjmują wersję ucieczki.
Gdyby nie nadnaturalny instynkt Janet, to przekonanie trwałoby dalej, ale młoda nauczycielka zaczyna podejrzewać, że w placówce dzieje się coś złego.
Adorujący ją Gary nieco usypia jej czujność, ale nie na długo. Prędzej, czy później brzydkie sekreciki personelu szpitalnego wyjdą na jaw.
Tu nie będzie wielkich niespodzianek, nie oszukujmy się, to nie jest tego kalibru kino. Przez cały seans musimy przymykać oczy na durność dialogów i toporność całej intrygi. Finałowe sceny mogą rozbawić, a przynajmniej wywołać cichy drwiący chichot. Grunt, że jest zabawa:)
Jest to film skierowany do fanów kina z końca XX wieku, klimat VHS’owy, o lekkim zabarwieniu komediowym.
Moja ocena:
Straszność: 4
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa:7
Walory techniczne:7
Zaskoczenie:5
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
To coś:6
59/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz