Wzorzec zbrodni – Warren Ellis
W Nowym Jorku, jak w każdej metropolii codziennie dochodzi do zbrodni. Tarllow, starzejący się glina jest tego świadom jak mało kto. Z cynizmem obserwuje świat mordów, gwałtów i grabieży, nie przywiązuje dużej wagi do ludzkich tragedii, nie interesuje się, nie wnika, z nikim nie nawiązuje bliższych relacji. To w jakiś sposób ma go ochronić przez emocjonalnym dołem.
Pewnego dnia gdy dostaje wezwanie do kamienicy przy Pearl Street mocno zrewiduje swoje przekonanie o własnej emocjonalnej kuloodporności.
Na ścianie zobaczy rozchlapany mózg swojego współpracownika, a tuż po tym zwaliste cielsko szalonego mordercy, który załatwiwszy jego kumpla pada martwy od kuli wystrzelonej przez Tarllowa.
Wkrótce na jaw wyjdzie niechlubna tajemnica jaką skrywa budynek przy perłowej ulicy. Swoją metę urządził tam ktoś, kto pomysłowością, sprawnością, wizją przewyższa kompetencje niejednego seryjnego zabójcy. Łowca, którego tożsamość odkrywać będziemy powoli na kartach powieści Ellisa w swoim życiu zabił około dwustu osób. Każdą ofiarę z innej broni, nieprzypadkowej, precyzyjnie dopasowanej do ofiary, mającej swoją historię.
Teraz cały ten złom spada na głowę Tarllowa i dwójki speców od materiałów dowodowych, którzy muszą dopatrzeć się modus operandi, swoistego wzorca zbrodni w powywieszanej jak w sanktuarium spluwach, by w ten sposób zdemaskować sprawce, który w oczach nowojorskiej policji nie istnieje.
Warren Ellis w zasadzie nie jest pisarzem, a przynajmniej nie jest to jego konik. Brytyjczyk specjalizuje się w branży komiksowej, w tych wszystkich „Iron Manach” i innych dziwadłach budzących wypieki na twarzy u chłopców. małych i dużych. Napisał jednak kryminał, mocno osadzony w świecie realnym, nie odlatujący w kosmos, gdzie superbohaterem jest wypłowiały gliniarz, wyszczekana lesbijka i maniak nowinek technicznych.
To trio ma za zadanie schwytać Łowce. Nasi bohaterzy pozytywni nie porywają swoja charakterystyką. Tarllow, jak każdy spec od chwytania za jaja przestępców jest cierpki i samotny, jego współtowarzysze to z kolei kolorowi, fajniaccy wariaci, którzy toczą ze sobą cyniczne dyskusje.
Nie zainteresowali mnie szczególnie i jeśli mam być szczera to w czasie lektury ożywiałam się dopiero, gdy na arenę wkraczał Łowca. Spora część powieści poświęcona jest światu widzianego oczyma naszego szaleńca, geniusza zbrodni, który ma problem z pogodzeniem się z amerykańską rzeczywistością. Nie akceptuje cywilizacji, w swojej wyobraźni widzi Manhattan jako indiańską wyspę, gdzie ludzie żyją w zgodzie z naturą. Nienawidzi przybyłych z europy ludzi.
Dzięki jego postaci mamy szansę poznać historię Nowego Jorku, kulturę Indian i pierwotne, rdzenne zwyczaje mieszkańców Ameryki.
Ta wizja skontrastowana jest z rzeczywistością, którą zimnym spojrzeniem omiata Tarllow, tj. konsumpcjonizm, chytrość, chęć posiadania władzy, amoralność.
Niestety cała opowieść wtłoczona jest w ramy kryminału, co do tego nie ma wątpliwości, celem czytelnika jest śledzenie poczynać policjantów, jakkolwiek byli by nudni i przeciętni, to oni są na tapecie.
Reasumując powieść mnie nie porwała, mimo widocznych zalet dominuje tu schematyczność i przycina ona skrzydła wyobraźni, którą tak skutecznie podsyca postać antybohatera.
Wkrótce, z uwagi na to, że Warren Ellis zajmuje się też pisaniem scenariuszy, możemy spodziewać się serialowej wersji tej historii. Myślę, że tam sprawdzi się dużo lepiej, bo i tak w czasie lektury miałam wrażenie, że mam przed sobą kolejny odcinek CSI.
Moja ocena: 5+/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu SQN:
przemyslaw-35 napisał
Nowy Jork, morderstwo, zabójca, policjant… Oj, jak to się mawia w dzisiejszych czasach – czytałbym, z chęcią bym czytał.
Lubię książki, które nie są nudne. Które trzymają w napięciu i opowiadają ciekawą historię. Z opisu wynika, że ta książka właśnie taka jest. No i poznałem nowe widawnictwo, nie było mi znane wcześniej.
ilsa333 napisał
To wydawnictwo wiele dobrego wydaje. Kryminały raczej rzadko, ale polecam, jak najbardziej ich książki.