Brain dead/ Martwica mózgu (1992)
Lionel Cosgrove mieszka z matką w dużym domu. Układ sił w tej rodzinnie uporczywie kojarzył mi się z historią Bates’ów. Apodyktyczna starsza Pani zrobi wszytko, żeby jedyny synuś, mimo że już dorosły nie oddalił się od mamusinej spódnicy. W czasie jednej z prób sabotażu związku syna z miejscową sklepikarką Pani Cosgrove padnie ofiarą dzikiego zwierza. Dokładnie szczuro-małpy z Sumatry. Ten paskudnik dotkliwie ukąsi ją, gdy będzie śledzić syna w czasie randki w zoo. Już nazajutrz okaże się, że stwór, który powstał w wyniku gwałtu kolonii szczurów na małpach z wyspy (!!) jest nosicielem zarazy, a zarazę tą określamy 'MARTWICĄ MÓZGU’.
Peter Jackson na chwilę obecną kojarzony jest głównie z kasowymi produkcjami o niekończących się podróżach po świecie stworzonym przez Tolkiena. Jako, że fanką tego typu opowieści nie jestem, bardzo brakuje mi starego Jacksona, który nie generował wszystkiego komputerowo.
Jego pierwszym filmem jest horror „Bad taste”, który nakręcił za własne pieniądze. Później była „Martwica mózgu”. Kolejnym większym już przedsięwzięciem były „Niebiańskie stworzenia„, traktujące o parze młodocianych morderczyń – do tej pory jest to jeden z moich ulubionych filmów. A jeszcze później hobbity elfy i golumy. Ostatnim filmem w jego reżyserii jaki przypadł m do gustu była „Nostalgia anioła”.
Ciężko mi uwierzyć, że ktoś z taką pozycja w Hollywood zaczynał od filmowych grotesek, zlanych 300 litrami sztucznej krwi, z amatorskim aktorstwem i scenariuszem opartym na absurdzie. (Może kiedyś wróci do korzeni, jeśli w tym hobbitolandzie nie zrobiło mu się za wygodnie)
„Martwica mózgu”, czy się komuś podoba, czy też nie, jest filmem kultowym. Ilekroć go oglądam nie jestem w stanie oswoić się z takim przyrostem obrzydliwości jakie podtyka nam pod nos twórca.
Pierwszą z najmocniejszych scen w tym filmie jest konsumpcja deseru. Powoli rozkładająca się mamusia Lionela zasiada przy stole ze swoimi gośćmi, strzela do talerza jednego z nich ropą z rany na ręku a na koniec zjada własne ucho…
To dopiero początek filmu.
Im dalej posuwa się fabuła tym większe nagromadzenie potworności. Potworności zmajstrowanych w niewyobrażalnie naturalistyczny sposób. Jeśli jakiś widz, po seansie z kilkunastoma zombie movie uważa, że na temat gnijących ludzkich szczątek wie już wszytko, powinien poznać stwory ulokowane w domu Castgrove.
Mamusia Loinela nie będzie bowiem długo osamotniona w swojej chorobie. Dołączy do niej pielęgniarka – z wspaniale rozwaloną szyją, ksiądz i kilka innych przypadkowych ofiar zarazy.
To co Jackson wyprawia ze swoimi bohaterami przechodzi wszelkie pojęcie. Pojebana groteska to najdelikatniejsze określenie jakiego można użyć by nazwać ten stan rzeczy.
Poczucie humoru jakim operuje twórca jest obrzydliwe, nie wiadomo, czy się śmiać, czy się zrzygać.
Zazwyczaj nie znoszę takich filmów, ale przy sile przekazu, przy bezwzględności Jacksona nie jestem w stanie fuknąć z niesmakiem. Śledzę więc z rosnącym niedowierzaniem dalszy rozwój wypadków.
Ja sama w pewnym momencie zaczęłam interpretować ten pokaz gore, jako taką przewrotną metaforę wyniszczającego wpływu zaborczego rodzica. Mamusia mimo iż jest już martwa nadal dezorganizuje życie synka.
Finał tej historii to zbiorowa masakra martwych mózgów przy użyciu kosiarki. Krew jest wszędzie, ale nie jakiś zgrabne połyskujące kropelki jakie widzieliśmy chociażby w nowej „Carrie„, lecz prawdziwa, lepka maź rozlewająca się na wszystkie strony.
Teatr absurdu i okropności.
Trzeba mieć mocny żołądek i raczej nie polecam zajadania pizzy przed ekranem.
To bardzo specyficzny rodzaj rozrywki i jeżeli ktoś zechce potraktować ją poważnie to przy próbie zracjonalizowania przedstawionych wydarzeń może się nabawić martwicy mózgu:)
Moja ocena:
Straszność:9
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:7
Zabawa:9
Zaskoczenie:5
Aktorstwo:6
Oryginalność:10
To coś:9
Walory techniczne:10
81/100
W skali brutalności:7/10
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Film kultowy i w sumie jeden z najlepszych w dorobku Jacksona (sorry, Peter, ale w takich Hobbitach nie ma nawet 10% pasji, jaką miałeś przy BrainDead). świetne odwrócenie schematu zombie-movie (zazwyczaj bohaterowie barykadują się przed zombies, tu bohater próbuje za wszelką cenę zatrzymać zombie w domu) plus znakomity, choć specyficzny humor podlany hektolitrami krwi, flaków i czego tam jeszcze. Finałowa masakra przy użyciu kosiarki to już legenda, a najbardziej i tak chyba bawią, dokręcone z pozostałych po realizacji filmu funduszy, sekwencje z zombie-dzieckiem na placu zabaw. 🙂
adam_tc2 napisał
Jak dla mnie to klasyka gatunku 🙂