Bestia – Piotr Rozmus
W malowniczym Szczecinku toczy się akcja debiutanckiej powieści Piotra Rozmusa. Wszystko co prawda zaczyna się w innym mieście, dużo większym i pozornie bardziej niebezpiecznym Szczecinie, gdzie od lat mieszka Robert Donovan. Policjant, który walkę o sprawiedliwość przepłacił życiem ukochanej córeczki, Zuzi. Żona porzuciła go przed sześcioma laty zaraz po tym, jak ich ich jedynaczka wyleciała w powietrze za sprawą zemsty jaką odprawił na rodzinie policjanta mafijny boss. Teraz Robert nie ma już nic do stracenia. Za namową siostry wraca do rodzinnego miasta, gdzie po za ognistym romansem z atrakcyjną dziennikarką czeka go szereg przerażających wydarzeń, których będzie świadkiem, a w konsekwencji także uczestnikiem.
Tuż po przybyciu Donovana do miasteczka inny policjant podejmuje nierówną walkę z psychopatom nazywanym bestią. Niebezpieczny mężczyzna w okrutny sposób gwałci i morduje kobiety. Wszytko wskazuje na to, że organy ścigania będą miały do czynienia z seksualnym dewiantem. Szybko okazuje się, że działania bestii nie ograniczają się do morderstw na paniach. Porywa także dzieci. W jakim celu? Żeby się tego dowiedzieć trzeba zejść głęboko pod ziemię, do miejsca, które według historyków nie powinno istnieć.
„Bestia” to kolejny debiut, któremu postanowiłam dać szansę. Z początkującymi pisarzami jest tak, że raz rozpływam się w zachwycie, raz myślę sobie 'kto to puścił na rynek?’.
Zacznę optymistycznie, od tego co w powieści Rozmusa mi się podobało.
Przede wszystkim bardzo duży plus za wartką akcję. W książce nie ma czasu na nudę, tak dużo się dzieje.
W początkowych 'aktach’ postać mordercy wydaje się niezwykle tajemnicza i intrygująca. Opisy zbrodni jakich dopuszcza się tytułowa bestia na prawdę robią wrażenie.
Autor dobrze poradził sobie z budowaniem napięcia wokół przerażających wydarzeń, oddał klimat małego miasteczka, w którym rozpętuje się piekło.
Podobał mi się sposób w jaki scharakteryzował postaci drugoplanowe, jak chociażby pierdołowaty matematyk.
Jeśli chodzi o styl to jest dość poprawny, przynajmniej przez większość czasu, choć nadziałam się na kilka idiotycznych zdań, np: „Chciał szybko i zwięźle przekazać im informację, na którą czekali jak wygłodniałe bezpańskie psy na niespodziewany posiłek”. Jeśli ów posiłek, którego użył autor jako porównania miał być niespodziewany to chyba nie mogły na niego czekać, czyż nie?
Inną sprawą jest to że pisarz nagminnie myli imiona swoich bohaterek. Nie są to akcje jednorazowe. Córka głównego b0ohatera nieodżałowana sześciolatka miała na imię Zuzia, zaś córka jego siostry, szczęśliwie żyjąca, nosiła imię Zosia. Na stronie 156 Zosia zostaje utytułowana Zuzią, podobnie koło 400 strony. Korekta powinna to wyłapać, a jednak…
Rozumus także nie koniecznie orientuje się w zawiłościach innego rodzaju, na jednej stronie tytułuje bohatera psychologiem klinicznym, na następnej psychiatrą, jakby stawiał znak równości między osobom z wykształceniem medycznym i psychologicznym – chciałbym żeby tak było;) Przy okazji tejże postaci rzuca uwagę na temat tego jaką to zdaniem bohatera – dodajmy policjanta, trzepią kasę biegli sądowi w dziedzinie psychologii, myślałam, że się nakryję nogami ze śmiechu…
Teraz wróćmy do fabuły. Tak jak wspomniałam sporo się tu dzieje. Zmiksowane zostały wątki satanistycznej sekty rodem z SS i upośledzonego potwora, który jak na mój gust został żywcem wyciągnięty z „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną„.
Umówmy się, satanistyczna sekta też nie jest najoryginalniejszym pomysłem, zwłaszcza przedstawiona w tak sztampowy sposób, w jaki zrobił to autor.
Nie mniej jednak połączenie tych dwóch wątków zdaje egzamin, choć same w sobie nie są niczym odkrywczym.
Bardzo widoczna (i drażniąca) jest fascynacja autora amerykańską literaturą z pogranicza thrillera i kryminału. On chyba też chciał być bardzo amerykański wobec czego swojego bohatera uczynił synem amerykańskiego turysty, któremu to zawdzięcza nazwisko Donovan. Wiem, że komisarz Donovan brzmi lepiej niż komisarz Michalski, ale gdzieś tam, za oceanem, a nie w Szczecinku. Zupełnie mi to nie 'grało’. Po za nieco sztucznymi dialogami jakie przetaczają się przez całą powieść odbierając jej naturalność nie mam już innych zarzutów.
Jak na debiut nie jest najgorzej, ale raczej nie postawię tej książki na półce z napisem 'samorodny geniusz’.
Moja ocena: 4+/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Videorgaf:
Dodaj komentarz