Mr. Jones (2013)
Penny jest fotografem, jej facet Scott marzy o nakręceniu filmu dokumentalnego. Swoje pasje zamierzają spełniać z dala od cywilizacji. Przeprowadzają się na odludzie, by tam pracować nad swoim związkiem i filmem.
Po 51 dniach dokument stoi w martwym punkcie, a para zaczyna się kłócić. Niespodziewanie w okolicy ich posesji napotykają osobliwego człowieka. Koleś kradnie Scottowi plecak, gdzie znajdowały się kluczyki do ich auta. Para śledząc go tafia do jego chaty. Chata to nic. Trafiają do jego piwnicy.
Okazuje się, że ów tajemniczy człowiek jest znanym na całym świece artystą słynącym z upiornych rzeźb przypominających strachy na wróble. Penny i Scott postanawiają rozwikłać tajemnicę twórczości i życia artysty nazywanego Panem Jones’em.
Twórcę obrazu, Karla Mueller’a możecie znać z thrillera „Divide„, którego był scenarzystą. W „Mr. Jones” odpowiada za obydwa twórcze aspekty, pomysł i realizację.
Bardzo lubię horrory, w których dziełom sztuki przypisywane są właściwości nadprzyrodzone. Moim faworytem jest tu „Portret Doriana Graya„.
„Mr. Jones” również wykorzystuje ten motyw, bo nasi bohaterzy szybko orientują się, że rzeźby artysty mają potężną moc oddziaływania na osoby, do których trafią. Z nieznanych przyczyn Pan Jones rozsyła po świecie swoje rzeźby, a życie każdego z ludzi, którzy się z nimi stykają zmienia się bezpowrotnie.
Penny i Scott widzą nie jedną a wiele rzeźb stworzonych przez artystę, jak wielki będzie miało to na nich wpływ możecie się domyślać.
Horror wpisuje się w konwencję found footage nad czym ubolewałam od pierwszych chwil seansu. Twórcy horrorów nadal naiwnie myślą, że kręcąc paradokument doskonale zamaskują niedoróbki realizacyjne i braki w budżecie, podczas, gdy ja, jako odbiorca coraz silniej przekonuję się o tym, że trudniej jet nakręcić dobre found footage niż klasyczny obraz.
Nie wystarczy machać kamerą na wszystkie strony, ucinać sceny, majstrować zakłócenia, w chaosie found footage musi być jakaś metoda, jeśli jej zabraknie film będzie leżał.
Pomysł na „Mr Jones” bardzo mi się podobał. W fabule nie brak tajemniczości, niejasności, różnych ścieżek interpretacji przedstawianych wydarzeń.
Jedyne czego zabrakło to porządnej realizacji. Dość już tych zbliżeń na zapłakane twarze skryte w ciemności, dość tych przeskoków i niewyraźnych kadrów.
Fabuła historii nie jest prosta do ogarnięcia, a gdy przedstawi się ją jeszcze w taki sposób wrażenie chaosu zdominuje wszytko. Szkoda mi tego scenariusza, mógłby być z tego kawał dobrego filmu.
Moja ocena:
Straszność:7
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zaskoczenie:6
Zabawa:6
Aktorstwo:6
Walory techniczne:5
Oryginalność:7
To coś:6
63/100
W skali brutalności:1/10
Błagam. „był artystOM, był scenarzystOM”. Kobieto…
Jestem dyslektyczkOM