Human Race/ Wyścig (2012)
Grupa osiemdziesięciu osób zostaje w jakiś dziwny sposób przeniesiona z ulic miasta, gdzie toczyło się ich normalne życie do miejsca zupełnie im obcego, sporego kompleksu budynków wśród, których znajdzie się więzienie, szkoła i dom. To tu ma się odbyć ich wyścig o życie. Ich przetrwanie zależy od przestrzegania kilku prostych zasad: Musisz się ścigać, musisz podążać za znakami, nie wolno ci zboczyć z kursu i stanąć na trawie- bo umrzesz, nikt nie może wyprzedzić cię wyścigu dwukrotnie – bo umrzesz.
„Human race” to kolejny film Sci- fi ukazujący brutalność ludzkiej natury. Kolejny film, w którym ludzie postawieni w trudnej sytuacji, zamiast jednoczyć się, chcą się nawzajem powybijać. Niektórzy 'powybijać’ traktują dosłownie i zamiast uczciwie brać udział w wyścigu, wolą wyeliminować konkurencje poprzez oszustwo i otwarty zamach na ich życie. Większość jednak po prostu biegnie, mijając i zostawiając w tyle tych, którzy nie mają szansy się z nimi ścigać. W końcu każdy chce tylko przeżyć.
Wśród grupy bohaterów na prowadzenie wysuwa się kaleki żołnierz, który stracił na wojnie jedną nogę, oraz jego kumpel, którego poznał właśnie w tamtych tragicznych okolicznościach. Tuż obok śledzimy poczynania pary głuchoniemych nastolatków. Pojawia się też wątek cudem ozdrowionej dziewczyny, ale ta bohaterka ginie w pierwszych minutach filmu, więc doprawdy nie wiem po co zawracać sobie nią głowę.
O ile sama koncepcja filmu może kogoś jeszcze zainteresować to wykonanie pomysłu skutecznie odstrasza. Wali na kilometr amatorką. Zarówno aktorstwo jak i efekty- a trzeba ich tu trochę użyć- wypadają bardzo mizernie momentami wręcz śmiesznie.
Uczciwie oceniając ten film należy pamiętać, że nie mówi on o niczym nowym, ludzie to chuje i nie ma o drążyć tematu. W dodatku forma w jakiej przestawiono ową historię nie ma szansy wzbudzić entuzjazmu. Samo zakończenie filmu, czyli wyjaśnienie, co właściwie zaszło i w jakim celu wydało mi się jakąś kompletną abstrakcją.
Film mogę ocenić najwyżej jako średni, i to też bardziej za chęci niż za efekt.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa:5
Walory techniczne:4
Zaskoczenie:6
Aktorstwo:4
Oryginalność:5
To coś:5
53/100
W skali brutalności:4/10
Obejrzę.
Czemu przypomina mi to trochę „Battle Royale”? Chyba jedyny japoński film, który oglądałem bez irytowania się.
A może bardziej „Wielki Marsz” młodego S.King’a?
Zobaczy się 🙂
Taka refleksja naszła mnie o 2-iej w nocy 🙂
„Battle Royale” to jedyny azjatycki horror, który ja oglądałam z irytacją;) I owszem, dość go przypomina. Podobnie jak „Igrzyska śmierci”. „Wielkiego marszu” nie czytałam, więc się nie wypowiem.
Prawdziwy z Ciebie nocy łowca:)