Pet Sematary/ Smętarz dla zwierzaków (1989)
&
Smętarz dla zwierzaków – Stephen King
Zgodnie z obietnicą, dziś będzie o jednej z moich ulubionych książek Stephena Kinga i o jej ekranizacji z roku 1989, którą zawdzięczamy reżyserce Mary Lambert i samemu Kingowi, który jest autorem filmowego scenariusza.
Fabuła historii „Smętarza dla zwierzaków” rozpoczyna się od przeprowadzki rodziny Creedów do Ludlow. Louis, z zawodu lekarz wraz z żoną Rachel, córeczką Ellie synkiem Gage’m kupuje dom położony przy ruchliwej drodze. To właśnie z jej powodu w zagajniku za domem Creedów powstał „Smętarz dla zwierzaków” – nieszczęsnych ofiar wypadków na drodze. Sam smętarz choć jest miejscem nieco upiornym nie nosi znamion miejsca o paranormalnych właściwościach, jednak tuż za nim znajduje się coś nie tylko upiornego, ale i posiadającego niezwykłe właściwości.
„Ziemia serca mężczyzny jest kamienista”– jak stwierdza przyjaciel i sąsiad Louisa, sympatyczny staruszek Jud- kamienista jak ziemia na cmentarzu Micmaców, starego indiańskiego plemienia. To właśnie indiańskie cmentarzysko ponownie stanie się 'głównym bohaterem’ powieści Kinga.
Pierwsza część historii to zaledwie wierzchołek góry lodowej, która będzie sukcesywnie sunąć w niebezpiecznym kierunku. Pierwszym złym doświadczeniem w nowym miejscu jest śmierć młodego chłopaka, który umiera na rękach Louisa w pierwszym dniu jego pracy.
Dalej jest już tylko gorzej.
W listopadową noc ukochany kot Ellie podzielił los innych zwierzaków, które zginęły pod domem Creedów. W tym tragicznym momencie Louisowi z pomocą przybywa Jud. Staruszek pomaga mężczyźnie zakopać kota jego córki nie ma smętarzu dla zwierzaków, lecz dalej, na kamienistym cmentarzu Indian. Louis nie domyśla się dlaczego i po co. Jednak, gdy następnego dnia kot powraca cały i zdrowy zaczyna rozumieć z jak niezwykłym miejscem ma do czynienia.
„Smętarz dla zwierzaków” to historia o próbach radzenia sobie ze śmiercią bliskich. Pojawiają się w niej duchy zmarłych. Duchy pomocne i duchy mściwe. Pojawiają się wizje napędzane strachem. Pojawiają się w niej ludzie, którzy zrobią wszytko by uniknąć tego, co nieuniknione. Przesłanie Kinga jest proste: są rzeczy gorsze niż śmierć, trzymanie się pazurami życia nie przynosi nic dobrego. Nikt nie wraca z tamtej strony taki sam…
„Pamiętaj o mnie doktorze Creed. Żyłem a potem umarłem i znów żyję. Byłem tam i chcę Ci powiedzieć, że kiedy wracasz z tamtej strony nie masz ochoty mruczeć lecz polować. Jestem tu by ci powiedzieć, że mężczyzna hoduje co może i opiekuje się tym. Nie zapomnij o tym doktorze Creed. Jestem częścią tego co hodujesz w sercu. Twoja żona, córka syn i ja. Pamiętaj o sekrecie i pielęgnuj swój ogród”.
To mój ulubiony cytat z książki.
Książka bez mała mnie przeraziła. W takim samym stopniu jak czytałam ją pierwszy raz, wiele lat temu. Jest w niej coś przygnębiającego:
Postać Churcha, który powraca z zaświatów tylko po to by zostać odepchnięty przez tych, którzy się nim opiekowali (swojego Behemotha kochałabym nawet w wersji zombie:), postać Zeldy, obłąkanej z bólu siostry Rachel, która nie była dla bliskich niczym innym jak żywym trupem, wreszcie sam Louis, który chcąc nie chcąc sprowadza na rodzinę tragedię. Jego postać jest niejednoznaczna, coś jak Jack Torrence, tkwiący między opętaniem przez 'złe miejsce’ a wewnętrznym szaleństwem.
Pomyśleć, że do jej wydania w ogóle mogło nie dojść, bo autor nie był z niej zadowolony. Napisał ją pod wpływem impulsu. Pomysł podsunęło mu zdarzenie z udziałem jego własnego syna, który to prawie wpakował się pod ciężarówkę. Stephen zaczął gdybać, a co by było… i tak zrodziła się główna oś fabuły powieści.
Jeśli chodzi o film, to mimo iż autorem scenariusza był sam pisarz, to daleko mu do ideału. Zupełnie nie przypadła mi do gustu obsada. No, może po za kotem:)Choć nie powiem, mój gwiazdor lepiej by się nadawał.
Kilka elementów w fabule zmieniono, nie mam tu na myśli tylko marki papierosów, które pali Jud:) Wycięto postać, Normy, zmieniono pierwszą scenę, w której Louis poznaje sąsiada, zmieniono dialog pomiędzy umierającym Victorem, a doktorem, który w książce robi piorunujące wrażenie.
Przyznam, jednak, że podobał mi się motyw ducha- przewodnika, w książce Victor nie towarzyszy bohaterom aż tak 'namacalnie’.
Najwyraźniejszym plusem obrazu jest filmowa muzyka, dzieło tego samego twórcy któremu zawdzięczamy ścieżkę z „Wywiadu z wampirem„.
Element komediowy? Stephen King w roli księdza;).
Moja ocena:
Książka:10/10
Film:6/10
Gość: piotrek, *.opera-mini.net napisał
Ksiazka rzeczywiscie jest swietna,film ogladalem jako dziecko i malo sie nie posralem 🙂
Gość: Gosia K. Isil, *.dynamic.mm.pl napisał
Uwielbiam!! zarówno do książki, jak i filmu wracałam po kilka razy:) Choć oczywiście w wersji pisanej robi dużo większe wrażenie:)