Old boy (2003) & Old boy (2013)- remake
Amerykanie aż dziesięć lat czaili się na koreańskiego „Old boy’a” zanim poczynili swój remake. Z tej okazji, że w końcu tak się stało, dziś będzie o obydwu produkcjach.
Do pewnego momentu scenariusz obrazu przebiega tak samo: Dae-su Oh/ Joe Doucett, facet w średnim wieku, rozwodnik, ojciec małej córeczki, upija się, a następnie budzi się w pomieszczeniu przypominającym obskurny motelowy pokoik. Nie wiedzieć czemu spędzi tam kolejne – w oryginale 15 lat życia, w remake 20 lat życia – karmiony smażonymi pierożkami, oglądając telewizję i przede wszystkim zadając sobie pytanie: Dlaczego i kto go tu przetrzymuje?
Fabuły obydwu filmów znacząco rozjeżdżają się dopiero w finale, kiedy to nasi Old boys dowiadują się 'kto i dlaczego’. O ile obydwa kazirodcze wątki są bardzo ciekawe to chyba bardziej zszokowała mnie wersja amerykańska.
SPOILER: Arystokratyczny tata posuwający dzieci obojga płci, w pełni mu posłuszne i niedostrzegające patologii tej 'miłości’. KONIEC SPOILERA.
Przy tym wersja koreańska wypada bardziej melodramatycznie.
SPOILER: Obraz wzajemnej miłości rodzeństwa jest nieco mniej obrzydzający niż 'amerykańska miłość taty’. KONIEC SPOILERA.
Przynajmniej tak było w przypadku moich odczuć. Kolejną różnicą jest sposób wmanewrowania naszych Old boy’s w to co umyślił sobie 'pan zemsta’.
SPOILER: W oryginale mamy ciekawy motyw hipnozy. Dae-su Oh i jego córeczce wzajemna miłość została wmówiona poprzez hipnozę. Amerykański 'pan zemsta’ wykorzystał manipulacje psychologiczne. Dopilnował by Marie była podatna na miłość do starszego faceta, zadbał by tuż przed poznaniem go doświadczyła sporych kłopotów, które uczynią ją bardziej wrażliwe na krzywdę innych. Egzamin też zdała w tym przypadku teoria o genetycznym pociągu seksualnym, który ujawnia się często gęsto u bliskich krewnych, gdy wytnie się motyw tabu kazirodztwa, w tym przypadku poprzez nieuświadomienie pokrewieństwa.KONIEC SPOILERA.
Do tego punktu fabuły obydwa filmy podobały mi się w równym stopniu. Rozłam następuje w scenach domknięcia, kiedy to Old boys podejmują decyzję 'co teraz zrobić, jak z tym żyć’. Zdecydowanie palmę pierwszeństwa oddaje oryginałowi.
SPOILER: Dae-su Oh decyduje się na kolejna hipnozę, która wymaże z jego pamięci fakt że zakochał się w własnej córce. Decyduje, że romans będzie trwał tak, jakby nigdy nie dowiedział się prawdy o jej tożsamości. Szok. No, szok. Amerykański Old boy decyduje się wykluczyć ze swojego życia Marie, a sam postanawia na resztę życia wrócić do pokoju. Idiotyzm. KONIEC SPOILERA.
Tyle moi drodzy o fabule. W kwestii formy różnice między obydwoma filmami bardziej rzucają się w oczy. W wielu momentach seansu z oryginałem nie mogłam oprzeć się rażeniu, że oglądam azjatycką Mangę. Nie jest to skojarzenie wzięte z kosmosu, bo ostatecznie scenariusz filmu powstał właśnie na podstawie komiksu. Nie doświadczymy tego w remake’u.
Pierwsza część oryginalnego filmu w ogromnym stopniu bazuje na monologach Dae- su Oh. Joe z remake nie powadzi tylu wewnętrznych dyskusji z samym sobą. Generalnie dialogi z oryginału wypadły w moim mniemaniu dużo lepiej, choć niekiedy ocierały się o groteskę (rozmowy w łóżku, czy finałowa rozmowa z 'panem zemstą’). W oryginale znajdziemy wiele takich 'śmieszno smutnych’ momentów podczas, gdy remake odznacza się powściągliwością i powagą. I jedno i drugie ma swoje plusy.
Aktorsko obydwie produkcje dają radę, choć nie da się ukryć, że pod względem ekspresji Min-sik Choi bije Josha Brolina na głowę.
Natomiast nie wiem czemu w remake jest tak 'biedna’, zupełnie nie przykuwająca uwagi muzyka.Odpowiedzialny za nią Hiszpan umie przecież stworzyć klimat, a przy „Old boy’u” nie pokazał nic ciekawego. Zupełnie inaczej, lepiej jest w oryginale.
Brutalne sceny, bo trochę ich jest, inaczej prezentują się w obydwu produkcjach. Stawiam na oryginał, bo ciężko mi było zapomnieć o konsumpcji żywej ośmiornicy.
Ogólny portret obydwu Old boys też stanowi nie lada problem w kwestii porównania. Dae-su wydawał mi się jakoś bardziej sympatyczny niż Joe, choć amerykański reżyser moim zdaniem dużo lepiej zadbał o pokazanie konsekwencji długotrwałej samotności bohatera. Bardziej można zaobserwować zarówno jego wewnętrzną przemianę, jak i konsekwencje izolacji wobec zmian jakie zaszły w świecie.
Prawda jest taka, że spokojnie można by się obejść bez amerykańskiego remake, bo jego wariacje na temat oryginału nie są szczególnie odkrywacze.
Nie stanę jednak po stronie zagorzałych przeciwników nowego filmu. Remake jest całkiem dobry i w moim odczuciu wcale nie wypada żałośnie przy oryginale. Zmiany, które nie wszystkim przypadły do gustu były jakby nie patrzeć wymuszone przez różnice kulturowe i ostatecznie nie poszły w kompletnie złym kierunku – Jeśli już podjęto decyzje o remakowaniu, czy słuszną czy nie, należało wziąć pod uwagę konieczność niektórych zmian.
Moja ocena:
Old boy (2003): 7+
Old boy (2013): 6+
Nie widziałam żadnego, ale tylko wersja starsza mnie interesuje.
Spokojnie możesz odpuścić sobie remake, bo jest skierowany raczej do osób, które 'nie czują’ azjatyckiego kina, dla reszty jest on zbytecznym dodatkiem do oryginału.
Każdy horror w którym jest wątek religijny na prawdę straszy przynajmniej ja wtedy nie mogę w swej psychice wyjaśnić tych zdarzeń które się dzieją.
Bo religia jest straszna:)
Oglądałam oryginalną wersję,film zrobił na mnie spore wrażenie co nie zmienia faktu,że dla mnie był to seans na jedno podejście, to dobra produkcja z mocnym zakończeniem, dopracowana muzyką, całość zapada w pamieć dlatego nie mam ochoty obejrzeć go ponownie jak kol wiek to brzmi. O reamku słyszałam już jakiś czas temu, nie oglądałam go choć opierając się wyłącznie twoich spoilerach myślałam,ze spaprzą go o wiele bardziej ;>
ehehe us wersja? o’rly? PO CO…